poniedziałek, 2 lipca 2012

Czas uporządkować swoje życie

Jak zwykle, gdy mam ‘wielkiego stresa’ (czytaj: matura, ważne egzaminy) to na równi z nauką w myślach układam plan sprzątania na PO egzaminach. Nie inaczej było tym razem. Zapatrzona w fantastyczny (moim zdaniem ) program Małgorzaty Rozenek „Perfekcyjna Pani domu”  postanowiłam, że po egzaminie potwierdzającym kwalifikacje zawodowe posprzątam dokładnie dom. Zaczęłam już w kilka godzin po ostatnim egzaminie, a uwierzcie było co, tym bardziej, że mam taki dziwny zwyczaj nauki, że nawet jak coś mam w książce czy w zeszyci MUSZE przepisać na kartkę, najlepiej kolorowo i wypunktować najważniejsze, żeby to zapamiętać. Przez dwa lata trochę się tego nazbierało i po posegregowaniu na właściwe sterty notatek zrobił się chaos. Chaos dla wszystkich nie dla mnie. Ja widziałam gdzie co mam i która sterta co zawiera. Oczywiście wszyscy mieli zakaz ruszania notatek, bo ja się pogubię  w nich a szkoda mi czasu na szukanie dzień przed egzaminem notatek. Tak od tego momenty minęło dwa tygodnie a szał sprzątania trwa cały czas i jeszcze trwać będzie.  Wysprzątałam w domu u rodziców ze strychem i garażem włącznie. Zostały mi do przejrzenia stare Joy’e. A najprawdopodobniej od czwartku remont u dziadków, a że dziadkowie są starsi to Niezapominajka będzie szykowała mieszkanie do remontu (aż się cieszę na myśl ile to niepotrzebnych rzeczy nazbieranych przez lata wyrzuce!!!!), nadzorowała prace malarza, sprzątała (jak znam życie burdel w całym mieszkaniu mimo malowania w pokoju i łazience…) .
                Tak naprawdę to całe sprzątanie jest przykrywką, czymś co sprawi, że choć na moment zapomnę, odwrócę swoją uwagę od spraw ważniejszych. Dawno mnie tu nie było, nie pisałam, co w moim życiu się dzieje. A dzieje się. Od 2 lat niezmiennie dzieje się. Staję się innym człowiekiem. Niektóre rzeczy są dla mnie czymś nowym, nie umiem sobie poradzić z niektórymi emocjami, choć pewne rozdziały swojego życia pozamykałam, jednak nie domknęłam drzwi do końca i wracają a wraz z nimi wątpliwości. Tak jak na przykład sprawa z moją dawną „przyjaciółką” Darią. Za jakieś dwa tygodnie minie rok, odkąd się nie widziałyśmy.  Po roku stwierdzam, iż nie wiem czy słusznie do końca postąpiłam. Ostatnio coraz częściej walę prawdę miedzy oczy, to Duzy postęp nawet gdyby na 10 takich sytuacji powiedzieć  jeden, jedyny raz prawdę co czuje i czy mi to odpowiada to duży postęp. Może to moja wina, że jak mi coś nie pasowało, jak wiedziałam, że ściemnia to nic nie mówiłam. I się uzbierało. Wystarczyło, że zaczęła kręci z przyjściem na grilla do mnie i powiedziałam, co myślałam.  Trochę bolało mnie, że ja dojeżdżając do szkoły codziennie 30 km w jedna stronę i ucząc się dużo potrafie znaleźć czas na spotkanie się przy kawce z nią i gadanie o pierdołach godzinami . A ona rzucając studia po miesiącu, znalezieniu pracy dopiero jakoś pod koniec zimy (o czym i kilku innych rzeczach wiedzieli wszyscy oprócz mnie) nie potrafiła znaleźć nawet godzinki, wykręcając się brakiem czasu ( o zgrozo! Opieka nad prawie rocznym dzieckiem, którym w ciągu dnia zajmowała się również matka Darii i siostra… a korki z niemieckiego na rozszerzoną maturę miała raz w tygodniu 2h.) i paroma kłamstwami. Próbowała nawiązać jakiś kontakt w październiku tylko… Problem polega na tym, że nie miała nikogo w pobliżu komu mogłaby się wyżalić, wiec postanowiła napisać do mnie na FB. Później, jak leżałam po operacji, to w sumie ja do niej pierwsza napisałam, bo jej siostra młodsza lezała ze mna na Sali i napisałam jej, że Sylwia jest po operacji. Sama nie napisała, co u mnie. A nie przepraszam napisała na tablicy na FB co słychać chorowitku, jak zdrowie? Przemilczę, że nie chciałam, by dużo osób wiedziało, co z moim zdrowiem. Wiedzieli Ci co powinni: klasa i nauczyciele (mieli prawo, w końcu prawie miesiąc mnie nie było, wyszłam w połowie zajęć, bo źle się czułam, a facetowi od WF dziewczyny wkręciły, że to u niego na lekcji się stało mimo, że nie dotrwałam do WF) i najbliższa część rodziny. Ot co. I ostatni raz miałam kontakt z nią dokładnie 8 listopada, gdy wyslalam jej życzenia urodzinowe. Tydzień później już mi zyczeń nie złożyła, święta też nie. A wspólni znajomi z liceum się ode mnie ostatnio dziwnym trafem odsunęli. Do tego stopnia, że nawet nie odpisują na SMS-y czy na wiadomości na FB. No i generalnie mam dylemat w związku z tym czy napisać do niej, uderzyć się w pierś i powiedzieć moja wina, przepraszam i starać się odnowić znajomość czy olać i żyć dalej. Tylko zaprząta mi to głowę porządnie.
                Nie tylko to zaprząta mi głowę teraz, ale to temat na osobne notki;) Przy okazji chce przeprosić Sylwie z kaktusiknawakacjach i Simply Pixi, ponieważ nie mogę dodac komentarzy na waszych blogach. Próbowałam kilka razy i nie powiodło się…;/

2 komentarze:

  1. Tak na przywitanie - Onet jest wstrętny! xD

    Kurcze. Nie wiem, jakoś nie przepadam za "Perfekcyjną Panią Domu". Przełączyłem kiedyś na moment i jakoś tak mnie po prostu odrzucił. Może dlatego, że jestem facetem. A może po prostu dlatego, że ciężko mi dogodzić. ^^

    Przepisywanie na kartkę to nie jest w cale taki dziwny zwyczaj. ;) Sam tak robię. I znam inne osoby, które uczą się w ten sposób. ;]

    Odnośnie Darii... Postąpiłaś słusznie i nie próbuj zmieniać decyzji. ;) U mnie też minął ten "magiczny rok" i wpadło mi do głowy to samo, co Tobie. Myśl, że może popełniłem błąd. Ale... to głupie myślenie.

    Nie wiem, co było z komentarzami, ale już działają (sprawdzałem). ;P Poza tym! Póki jeszcze się tutaj nie rozkręciłaś, proponuję przeskoczyć na wordpress.com ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre przywitanie;P Ale się z nim zgadzam;)

      Popełniłam błąd życia i napisałam do Darii. Obstawiałam, że albo nie odpisze nic albo odpisze zdawkowo. Niewiele się pomyliłam. Wymieniłyśmy się krótkimi odpowiedziami na ogólne i neutralne pytanie:co słychać?. I na tym się zakończyła rozmowa. A ja sobie pluje w brodę, że ją w ogóle zaczęłam. Ot co.

      Usuń