środa, 26 grudnia 2012

Nadrabiamy

Z uwagi na wiele zajęć i brak czasu na blogowanie dopiero dzisiaj zaglądam na blog. I dlatego dopiero dzisiaj mogę Wam złożyć życzenia:Wszystkiego dobrego w czasie tych mijających już świąt, ale nie tylko, bo na wszystkie pozostałe dni życzę Wam zdrowia, wspaniałej i satysfakcjonującej pracy (płacy również;P) oraz spełnienia nawet najmniejszych marzeń Ostatnie dwa tygodnie miały wyglądać inaczej. Owszem wszystko miało się kręcić wokół świąt i pracy, ale naprawdę inaczej to sobie zaplanowałam. Oczywiście miało być więcej notek:) Zeszły tydzień zaplanowałam w ogóle na sprzątanie i przygotowanie stroika i potraw. OK, prawie wyszło. Oprócz tego,że sprzątałam w sobote po południu i w niedziele, bo w tygodniu pracowałam w różnych godzinach, chodziłam na angielski i na rekolekcje adwentowe, w sobote wyjątkowo pracowałam a Wigilię od rana do 15 spędziłam w aptece. W niedziele robiłam stroiki świąteczne. W ogóle w związku z tym miała być notka, bo w sieci znalazłam kilka obrazków, które przedstawiały dekoracje świąteczne i chciałam wstawić najciekawsze, ale nie miałam kiedy, więc zostaną na następny rok:) Moje stroiki nie wyszły tak jak chciałam, więc chyba nie ma się czym chwalić. Niedzielny wieczór spędziłam w kuchni. A Wigilia najpierw praca, później kolacja, a nawet dwie, więc też odpadła. Nawet nie poszłam na pasterkę,bo byłam tak padnięta. Pierwszy i drugi dzień świąt w rozjazdach. Rano Msza, po południu jeden dzień do jednych dziadków,drugi do drugich i dzisiaj jeszcze byłam u kuzynki na kawce. Wszelkie nauki z angielskiego czy preparaty odłożyłam na po świętach. Jeszcze został mi do napisania list do koleżanki, ale to wszystko od jutra. Żadnych książek od czas ukończonego w piątek Dziennika Bridget Jones nie zaczęłam czytać (kto nie czytał, to oczywiście polecam:)
Wcześniej czytałam Wojny w spa też fajna i właściwie trochę mnie pod koniec zaskoczyła.

sobota, 15 grudnia 2012

Przygotowania do świąt

W zeszłym roku nie za bardzo podobała mi się wizja świąt. W ogóle miałam alergie na wszystko, co świąteczne. Choinkę najchętniej rozebrałabym zaraz po wyjściu księdza, po kolędzie. Drażniło mnie to wszystko: piosenki, choinka, święta w ogóle a nawet wolne! Cóż można robić tak długo w domu?! W tym roku jest zupełnie inaczej! Zupełnie! Generalne sprzątanie zaczęłam już na początku miesiąca (trwa dalej…), cały czas czytam w Internecie na temat porządków, przygotowań do świąt i ozdób świątecznych. W całej sieci jest tego mnóstwo! Po prostu mnóstwo. Jak to pięknie brzmi: rozdziel obowiązki na wszystkich domowników. Taa. A co jeśli jestem Zosią – Samością? Ja zrobie to najlepiej i nikt inny. Ja i tak będę kontrolowała to, co ktoś inny zrobił. Albo też nie ma kogo zaprzęgnąć do pracy. Wigilia jak co roku będzie najpierw u jednej a później u drugiej babci. A że mieszkam u rodziców mojej mamy to sprzątam u nich. Przecież to są starsi ludzie, aa ja młoda więc robie. Nawet lubie sprzątać. Mogę nie myśleć o niczym, zapomnieć o wszystkim lub wpaść na jakiś fajny pomysł. Np. teraz, gdy wysprzątany jest jeden z pokoi (gruntownie!) planuje przystroić go na święta, zmienić na ten czas troszeczkę wystrój. Remont będzie może latem. Ale po co czekać z dodatkami do lata! Dekoracyjne pudło na zeszyty i książki, które wbrew pozorom są przydatne, będzie ładnym elementem a i funkcjonalnym. Wszak praca w aptece zobowiązuje do powtarzania nazw leków czy ziół, a angielskiego uczę się wieczorami, więc musze mieć pod ręką vademeca maturalne, w którym są przydatne zwroty i słowa czy stare zeszyty z rozpisanymi ćwiczeniami. Choinki mieć w pokoju nie będę – to pewne, ale stroik zamierzam zrobić. Jak byłam mała robiłam szopkę. Każdego roku. Z klocków, figurek, z czego się dało. Później przyszły stroiki – za coś trzeba było mieć oceny z techniki. W pokoju miałam małą choinkę, własne bombki i wszystko by przystroić choinkę. Teraz tam nie spędzam zbyt dużo czasu, bo mieszkam z dziadkami. I naprawdę jestem z nich dumna! Posprzątałam gruntownie ten swój pokój (tuż przed Wigilią i tak zetrę kurzę jeszcze raz), a oni (powód: zaginęły okulary) posprzątali szafę w przedpokoju, szafkę z butami i za nią! Co prawda mówili, że zrobią porządek w szafce z butami i za, bo szukają okularów, może tam spadły. Ale szafy to nie brałam pod uwagę! Tam panował chaos totalny. Dla mnie, bo nie dla babci. Ja jestem chomikiem rzeczy, ale babcia jeszcze gorzej. Wszystko jej się przyda, nie mam czasu i siły, etc. Ostatecznie wynieśli chyba ze trzy worki Szał ciał po prostu. Tydzień później. Tak, tak. |Jedna notka dwie daty tak naprawdę. Właściwie w tej chwili mogę powiedzieć, że przygotowania są już prawie zakończone. Przynajmniej jeśli chodzi o sprzątanie. Ale jak wiadomo prawie robi wielką różnicę. Tak więc wszystkie trzy pokoje są posprzątane i przedpokój. Gruntownie. Nawet ja swoje papierki, książki i szpargały posegregowałam. Została jeszcze kuchnia i łazienka. I ostatnie poprawki przed Wigilią w piątek wieczorem lub w sobote. W Wigilie „test białej rękawiczki”. Żartuje oczywiście, ale lubie sprzątać, zwłaszcza jak widze efekty swojej pracy. A teraz widze. Nie to, żebym miała mieszkanie tak zapuszczone, po prostu zajrzałam do każdego kąta w domu, do którego w natłoku zajęć zaglądałam raz na miesiąc, a przy regularnych porządkach nie było na to czasu. Sami wiecie jak najszybciej posprzątać tak by było czysto, bo czasu niewiele. Tak jak wcześniej pisałam dużo świątecznych porządkach czytałam w sieci. Stron jest mnóstwo, na których byłam już nawet nie pamiętam. Większość porad i informacji powtarza się. Ale jeżeli ktoś tak jak ja woli metodycznie do tego podejść to polecam. Sprawdziła się większość porad:)

niedziela, 2 grudnia 2012

Rocznicowo:)

Dzisiaj mija dokładnie rok od mojego zdanego egzaminu na prawo jazdy:) Za 3 podejściem, z małym poślizgiem (ze względu na ten cholerny wyrostek;/). Ale teraz jestem szczęśliwą posiadaczką plastiku - dok. pod nazwą prawo jazdy:P Dziękuję za uwagę, padam na twarz, więc dobranoc:)

piątek, 30 listopada 2012

Tak króciutko:)

Ostatnio próbowałam dodać dwa posty, ale niestety nie udało mi się. A dzisiaj wpadłam tylko napisać, że nie mam kompletnie pomysłu na notkę a te poprzednie są troszeczkę nieaktualne. Pierwsza była refleksyjno-nostalgiczna z okazji urodzin, druga jak zwykle o farmacji i angielskim. Pewnie w ten weekend wrócę jeszcze do farmy i anglika, ale to jak znajdę czas. Na razie mi go bardzo brakuje. Dwa powody braku czasu już wymieniłam, a trzeci to przygotowania do świąt. Niby zostały 4 weekendy do świąt, ale mieszkanie jest spore, więc czeka mnie sporo pracy. A chce to zrobić dokładnie i bez pośpiechu. W dodatku jak za tydzień pojadę do domu to jeden weekend odpada a i tam będę sprzątała. Tzw. generalne porządki się szykują. Poza tym jedną sobotę trzeba poświęcić na przedświąteczne buszowanie po sklepach;P W tygodniu nie mam za wiele czasu: staż mam od 8-16, a dodatkowo w wtorki i czwartki od 19-21 mam angielski. PS. Muszę kupić podkład do cery tłustej, mieszanej. Może jakieś sugestie? Coś polecacie?

poniedziałek, 5 listopada 2012

"Blanka"

Lubię czytać książki. Częściej sięgam po te "lekkie" i "niewymagające". Dlatego też często sięgam po takie autorki jak: Sowa, Grochola czy Szwaja. Ostatnio przez przypadek natrafiłam na "Blankę" Izabeli Sowy.
Przeczytałam ją w długi weekend. I nie mogłam się od niej oderwać! Fajna historia, dialogi, babcie są najlepsze:) Mam lekki niedosyt zakończenia, ale i tak spodobała mi się:) Jeśli ktoś chciałby ją przeczytać to proszę bardzo. Jak na jesienne, weekendowe wieczory się sprawdziła:)

poniedziałek, 29 października 2012

Z życia studentki: krótki epizod

Z bardzo miłych wiadomości: Dostałam się na staż!!! Apteka ogólnodostępna. Sieciowa. Tak się cieszę!;) Od piątku zaczynam. Dzisiaj zrobiłam badania lekarskie u lekarza medycyny pracy, ponieważ badania z sanepidu miałam, więc przynajmniej to mnie ominęło. Pozostała tylko drobnostka w postaci butów, konkretnie klapek. Ponieważ po aptece najlepiej by było gdybym chodziła w klapkach. A ja wole w tenisówkach lub baletkach. Ale OK. Przemęczę się. To jest minus. Plus jest taki,że do apteki mam mniej więcej 200 m (czyli rzut beretem). Zbliża się zima, więc sympatycznie się zapowiada. Już nie muszę dojeżdżać 30 km w jedną str... czasami dwa razy dziennie... Z mniej miłych wiadomości: musiałam rzucić uczelnie. Szalenie mi przykro z tego powodu, ale nie dałabym rady ciągnąć tego jednocześnie. Nawet gdyby dziekan wyraził zgodę na Indywidualną Organizację Zajęć. Ma to swój urok, bo nie chodze na zajęcia, z notatkami nie ma problemu, ale, ale... To super pomysł przy dziecku, ale nie pracy dwuzmianowej;/ Na razie umowa na pół roku a ja bym odstawiała cyrki z IOZ. To raczej nie Ok wobec pracodawcy. Biegania miałam co nie miara! Dostałam karte obiegową i przykazanie, żebym zebrała 7 pieczątek i podpisów. Cel: odebrać dokumenty. A, że uczelnia ma kilka obiektów, skupionych niby blisko(główna część i dom studencki nr 2 z biblioteką są po przeciwnych stronach, a dom studencki nr 1, klub AZS 1,5 km dalej). Patrycja przemyślała strategie i postanowiła zadziałać strategicznie: zebrać pieczątki w głównej części iść do DS2 i biblioteki,później DS1 i AZS, na końcu wrócić do głownego budynku po dokumenty. O ja naiwna! Na wstępie mi w dziekanacie pani powiedziała, że dziekanat (oni, ostatni punkt na liście uczelnianych 7 cudów świata) podpisze jak będę miała pozostałe. On, i tak muszę tu wrócić, więc co mi tam. Poszłam do instytutu neofilologii, podpisała bez uwag. Dalej kwestura. No i tu się zaczęły schody. Ponieważ nie podpiszą dopóki nie będę miała podpisu z DS1 i DS2 (nie muszę mówić, że nie miałam z nimi nic wspólnego przez cały okres studiowania? Od złożenia papierów po dzisiaj..). Ok, to dalej biblioteka: tam się nie miały o co przyczepić to się o legitymacje przyczepiły. Została w dziekanacie, a one nie mogły pojąć jak to możliwe, że już została w dziekanacie... O Panie Jedyny, przecież jej nie ukryłam! DS2 to pikuś,potem poszłam do tej najdalej położonego wydziału: kultury fizycznej i ochrony zdrowia. No, coś takiego. Jeszcze tam jest instytut pedagogiki ode mnie z wydziału. Zadowolona, a tu klops. Zamknięte! No o żesz ty! Na kratce, mniejszymi literkami adnotacja,że w innych godzinach niż wyznaczone godziny otwarcia info w pokoju nr 5. Super z 14 do 5, tam pani mnie odesłała do 29 (upragniony podpis z AZS!) a dalej pani skierowała do 2 po podpis z DS1. Wróciłam do głównego budynku PWSZ, do kwestury. Podpis zdobyty! I do dziekanatu. To wszystko w niecałe 1,5 h. Nie powiem miłe panie, nie jak te z legend o paniach z dziekanatu;P A tu w dziekanacie cel osiągnięty: papiery odebrane. Nagroda w postaci dokumentów zawierała... płyte ze zdjęciem i zdjęcia! Papiery muszą zostać u nich...!

niedziela, 14 października 2012

Z życia studentki: drugi (i długi) weekend z akwizycją

Budzę się czytam coś po angielsku, jade pociągiem czytam materiały po angielsku, na lekcje słucham dosłownie o wszystkim po angielsku, po lekcjach - nic innego tylko angielski, w weekend dla odmiany zajmuję się angielskim. Pochłania mnie to totalnie. I generalnie jest ok, gdyby nie ćwiczenia z akwizycji. Drugi weekend siedze nad kilkunastoma stronami tekstu (po angielsku:)) o nauczaniu i nauce języka angielskiego. Nie powiem ciekawe, tylko baaardzo czasochłonne. Z 16 str zostały mi jeszcze 4 - 5 str. Mózg mi wysiada. Tłumacz google na str startowej zamiast onetu. Uciekam,czas pouczyć się słówek z tych tekstów i wracam do tłumaczenia. I taka mnie mała refleksja na temat różnic w czasie uczenia się angielskiego i farmacji naszła: farmacja była ciężka, trudna i wymagająca, nieraz wściekałam się, że się nauczyłam i po jakimś czasie już niewiele pamiętałam, ale to opanowałam i efekt jak dla mnie po 2 latach jest bardzo ładny. A angielski jest jeszcze bardziej wymagający. Może nie jest to dla mnie,a może po prostu 2 letnia przerwa w intensywnej nauce angielskiego zrobiła swoje i teraz muszę dwa razy dłużej nad tym siedzieć? A może tak ma być, że pochłania to dużo czasu? Czas pokaże.

wtorek, 2 października 2012

Z życia studentki: dzień adaptacyjny.

Mam gdzieś taki dzień adaptacyjny! Mam totalnie dosyć. Ok, jeżeli to komuś z mojej rodziny sprawi frajdę to proszę: ciężko jest dojeżdżać i studiować. Może lepszy byłby akademik. Po tym, co zobaczyłam na planie to nawet nie mam po co jechać jutro. Szkoda czasu i kasy na dojazd. Poważnie zastanawiam się czy nie zrezygnować. Mam tak beznadziejny plan,że gorzej już być nie może. Weźmy takie jutro: mam godziny rektorskie od tam chyba 9:30 do 13. Miło, szkoda tylko, że od 13 mam półtora godzinne coś, kolejne półtorej godziny czekam, by pójść na półtora godzinny wykład. Środa: mam na 8, wykład 45 min, do 15:20 mam wolne,po czym 1,5h wykład. Czwartek: czwartek by nie był zły, ale zajęcia do 12, i wieczorkiem ukochana piłka siatkowa. Super. Najlepiej mi się podoba poniedziałek i piątek. w poniedziałek dwa wykłady/cwiczenia do 11, w piątek wolne. Zwariuje. Jak nic zwariuje. Ten facet z apteki miał dzwonić dzisiaj - nie dzwonił. W czwartek oczywiście okazało się, że nie może. Szpital milczy.

poniedziałek, 24 września 2012

Edukuję się

Edukuję się przed jutrzejszą rozmową kwalifikacyjną (nareszcie coś się ruszyło!) Także farmakologio, farmakognozjo i TPL-u nadchodzę!:) Już antybiotyki powtórzyłam, ale to wciąż jest nic. Dzisiaj zamiast bloggowania, nauka...

wtorek, 18 września 2012

Zabiegana..

Po prostu padam na twarz! Przeszłam i przejechałam MZK sporą część Konina. Przynajmniej indeks odebrałam, siostrze ostatnie dwie książki kupiłam. Do jednej apteki muszę jeszcze pojechać, ponieważ to sieciówka i na miejscu w aptece nie chciała pani kierownik przyjąć. A do apteki drugiej (na tej mi w sumie bardziej zależy, ale wezmę co dadzą byle mieć odrobiony staż...) muszę w piątek jeszcze zadzwonić. Dzisiaj już chce tylko się wyspać. Dobranoc:)

sobota, 15 września 2012

Powrót:)

Powrót po chwilowej nieobecności blogowej. To będzie trudny powrót, ponieważ już zdążyłam przejrzeć kilka blogów i o Matko ile mnie ominęło! Ile do komentowania… Cóż, sama sobie winna jestem. Przez ostatnie dwa tygodnie takiego lenia dostałam a moje życie toczyło się wokół stażu. Oczywiście nic z tego nie wyszło (przynajmniej na chwilę obecną). Niestety. Apteki w promieniu 30 km od Koła nie potrzebują techników – stażystów. Osobiście im się nie dziwię. Kto chciałby zatrudnić na staż technika, płacić jemu, ZUS-owi, itp. A on nie może nic robić? Oprocz sprzątania, układania leków? Pełne prawo do zawodu będę miała po 2 latach stażu. Polska Służba Zdrowia. Cóż, jak nie staż to studia. A te zaczynam za dwa tygodnie. Niby semestr zaczyna się 1 października, ale inauguracja jest 2. Jeszcze musze odebrać indeks z Medyka (mam tylko nadzieje, że kierownik praktyk uzupełnił wpis. Jeden jedyny wpis, który uzupełnia od końca czerwca.!), złożyć podanie o stypendium i przy okazji zajrzeć do szpitala w Koninie w sprawie tego stażu. Wcześniej nieśmiało myślałam o powtórzeniu swojego angielskiego, ale czekałam co wyniknie ze stażem, ale teraz nie ma na co czekać siadam do słówek. Mam pełno starych notatek z kursu Callana, szkoły, matury to wykorzystam to co mam. Ach i wspaniały niemiecki. To już w ogóle musze powtórzyć. Najgorsze, że studiując nie spędzę tyle czasu z Zygim;( Taki pieszczoch z niego. Sam nie zaśnie, więc przychodzi do mnie, kładzie się na kolanach i zasypia;) W życiu nie sądziłam, że tak bardzo pokocham kota. A tu proszę:)

piątek, 31 sierpnia 2012

Technik farmaceutyczny:)

Zdałam!!!!!!!!!!!Od dziś technik farmacji :) Szykuje właśnie CV do rozniesienia po aptekach. I czekamy. Na 30 zdało 12 osób. Ładny przesiew.

Moje być albo nie być

To już dziś! To już za kilka godzin! Za kilka godzin dowiem się czy te dwa lata poszły na marne czy nie. Czy zostanę technikiem farmaceutycznym poszukującym stażu a jednocześnie studentką filologii angielskiej czy tylko studentką filologii angielskiej jednocześnie przygotowującej się na egzaminy zawodowe na przyszły rok. To jest bardzo stresujące. Jeszcze muszę odebrać indeks. Ciekawe czy mi facet od praktyk uzupełnił. Umowę dostał do rąk własnych przy świadkach w zakończenie roku szkolnego, więc dwa miesiące to myśle, że spoooro czasu na jeden wpis. I przy okazji skoczyć na uczelnie po druczki do stypendium (jeśli będę studiować to będą mi potrzebne...)

sobota, 18 sierpnia 2012

Domowe zoo

Nasze domowe zoo powiększyło się o uroczego kotka:) Przedstawiam Wam Zygfryda, który obecnie buszuje po pokoju, bawi się z własnym cieniem lub/i ogonem. Śmiem twierdzić, że Zygi wykorzysta te swoje 9 żyć zanim dorośnie....

Pierwsze zdjęcie mojego Zygfryda

 Wcale nie szukaliśmy nowego kota! Przypadek, zupełny przypadek. Mój 8-letni kuzyn bez wiedzy rodziców wziął kota. Niestety, mają dwa psy i na kota rodzice się nie zgodzili. A, że nie mieli kuwety, w domu nie chcieli by zrobił to Miłosz poszedł z nim na dwór (nie wiem jak na to wpadli, że na zawołanie się załatwi...) I mu uciekł pod betonową rynnę. Dopiero następnego dnia chłopak mojej siostry go wyciągnął i tak oto trafił do nas. Od wtorku do psa Maxa, kota (no, tu zależy od widzimisie właścicieli - Kituś, Kajtek, Jarek, Silvio....) dołączył kot Zygfryd.
Na początku był przerażony. Uciekał, chował się po kątach. Poniżej przykład:
Zygi w ukryciu - szuflada na klawiaturę...
 Teraz już jest całkiem dobrze.Ucieka tylko jak usłyszy, że ktoś gwałtownie wstał, coś zrobił lub na widok Miłosza. Jest strasznym pieszczochem i można umrzeć ze śmiechu jak 'gania' swój ogon, bawi się piłką albo w ogóle sprawdza wszystkie kąty.
Moje ulubione:)


sobota, 4 sierpnia 2012

Euforia z nutką wątpliwości:)

Dokumenty złożone, teraz tylko czas przypomnieć sobie języki obce w postaci angielskiego i niemieckiego i za dwa miesiące studia! No dobra, kretynka, cieszę się jak dziecko, gdy dostanie lizaka.A tak naprawdę lekko w ogóle nie będzie. Zwłaszcza ta historia Wielkiej Brytanii i USA i o bogowie po angielsku! W końcu sama tego chciałam. Znalazłam niezłą motywacje! Skoro Brytyjczycy i nawet Komisja Europejska twierdzą,że Polska nie ma dostępu do morza! (Taa, a taki Kołobrzeg to niby do jakiego kraju należy, ja się pytam?!) Więcej, podejrzewam, że co, dajmy, 5 Brytyjczyk czy Amerykanin nie wiedzą, gdzie leży Polska to trzeba ich zawstydzić swoją wiedzą o ich krajach i to jeszcze w ich języku ojczystym. A co!:):)

piątek, 3 sierpnia 2012

Czyste szaleństwo.

Wczoraj zakończyła się rekrutacja na PWSZ w Koninie. I DOSTAŁAM SIĘ! Kierunek: filologia angielska. Mam 7 dni na dostarczenie dokumentów (masa tego!).

poniedziałek, 2 lipca 2012

Czas uporządkować swoje życie

Jak zwykle, gdy mam ‘wielkiego stresa’ (czytaj: matura, ważne egzaminy) to na równi z nauką w myślach układam plan sprzątania na PO egzaminach. Nie inaczej było tym razem. Zapatrzona w fantastyczny (moim zdaniem ) program Małgorzaty Rozenek „Perfekcyjna Pani domu”  postanowiłam, że po egzaminie potwierdzającym kwalifikacje zawodowe posprzątam dokładnie dom. Zaczęłam już w kilka godzin po ostatnim egzaminie, a uwierzcie było co, tym bardziej, że mam taki dziwny zwyczaj nauki, że nawet jak coś mam w książce czy w zeszyci MUSZE przepisać na kartkę, najlepiej kolorowo i wypunktować najważniejsze, żeby to zapamiętać. Przez dwa lata trochę się tego nazbierało i po posegregowaniu na właściwe sterty notatek zrobił się chaos. Chaos dla wszystkich nie dla mnie. Ja widziałam gdzie co mam i która sterta co zawiera. Oczywiście wszyscy mieli zakaz ruszania notatek, bo ja się pogubię  w nich a szkoda mi czasu na szukanie dzień przed egzaminem notatek. Tak od tego momenty minęło dwa tygodnie a szał sprzątania trwa cały czas i jeszcze trwać będzie.  Wysprzątałam w domu u rodziców ze strychem i garażem włącznie. Zostały mi do przejrzenia stare Joy’e. A najprawdopodobniej od czwartku remont u dziadków, a że dziadkowie są starsi to Niezapominajka będzie szykowała mieszkanie do remontu (aż się cieszę na myśl ile to niepotrzebnych rzeczy nazbieranych przez lata wyrzuce!!!!), nadzorowała prace malarza, sprzątała (jak znam życie burdel w całym mieszkaniu mimo malowania w pokoju i łazience…) .
                Tak naprawdę to całe sprzątanie jest przykrywką, czymś co sprawi, że choć na moment zapomnę, odwrócę swoją uwagę od spraw ważniejszych. Dawno mnie tu nie było, nie pisałam, co w moim życiu się dzieje. A dzieje się. Od 2 lat niezmiennie dzieje się. Staję się innym człowiekiem. Niektóre rzeczy są dla mnie czymś nowym, nie umiem sobie poradzić z niektórymi emocjami, choć pewne rozdziały swojego życia pozamykałam, jednak nie domknęłam drzwi do końca i wracają a wraz z nimi wątpliwości. Tak jak na przykład sprawa z moją dawną „przyjaciółką” Darią. Za jakieś dwa tygodnie minie rok, odkąd się nie widziałyśmy.  Po roku stwierdzam, iż nie wiem czy słusznie do końca postąpiłam. Ostatnio coraz częściej walę prawdę miedzy oczy, to Duzy postęp nawet gdyby na 10 takich sytuacji powiedzieć  jeden, jedyny raz prawdę co czuje i czy mi to odpowiada to duży postęp. Może to moja wina, że jak mi coś nie pasowało, jak wiedziałam, że ściemnia to nic nie mówiłam. I się uzbierało. Wystarczyło, że zaczęła kręci z przyjściem na grilla do mnie i powiedziałam, co myślałam.  Trochę bolało mnie, że ja dojeżdżając do szkoły codziennie 30 km w jedna stronę i ucząc się dużo potrafie znaleźć czas na spotkanie się przy kawce z nią i gadanie o pierdołach godzinami . A ona rzucając studia po miesiącu, znalezieniu pracy dopiero jakoś pod koniec zimy (o czym i kilku innych rzeczach wiedzieli wszyscy oprócz mnie) nie potrafiła znaleźć nawet godzinki, wykręcając się brakiem czasu ( o zgrozo! Opieka nad prawie rocznym dzieckiem, którym w ciągu dnia zajmowała się również matka Darii i siostra… a korki z niemieckiego na rozszerzoną maturę miała raz w tygodniu 2h.) i paroma kłamstwami. Próbowała nawiązać jakiś kontakt w październiku tylko… Problem polega na tym, że nie miała nikogo w pobliżu komu mogłaby się wyżalić, wiec postanowiła napisać do mnie na FB. Później, jak leżałam po operacji, to w sumie ja do niej pierwsza napisałam, bo jej siostra młodsza lezała ze mna na Sali i napisałam jej, że Sylwia jest po operacji. Sama nie napisała, co u mnie. A nie przepraszam napisała na tablicy na FB co słychać chorowitku, jak zdrowie? Przemilczę, że nie chciałam, by dużo osób wiedziało, co z moim zdrowiem. Wiedzieli Ci co powinni: klasa i nauczyciele (mieli prawo, w końcu prawie miesiąc mnie nie było, wyszłam w połowie zajęć, bo źle się czułam, a facetowi od WF dziewczyny wkręciły, że to u niego na lekcji się stało mimo, że nie dotrwałam do WF) i najbliższa część rodziny. Ot co. I ostatni raz miałam kontakt z nią dokładnie 8 listopada, gdy wyslalam jej życzenia urodzinowe. Tydzień później już mi zyczeń nie złożyła, święta też nie. A wspólni znajomi z liceum się ode mnie ostatnio dziwnym trafem odsunęli. Do tego stopnia, że nawet nie odpisują na SMS-y czy na wiadomości na FB. No i generalnie mam dylemat w związku z tym czy napisać do niej, uderzyć się w pierś i powiedzieć moja wina, przepraszam i starać się odnowić znajomość czy olać i żyć dalej. Tylko zaprząta mi to głowę porządnie.
                Nie tylko to zaprząta mi głowę teraz, ale to temat na osobne notki;) Przy okazji chce przeprosić Sylwie z kaktusiknawakacjach i Simply Pixi, ponieważ nie mogę dodac komentarzy na waszych blogach. Próbowałam kilka razy i nie powiodło się…;/