Nie wiem czy wybrałam dobrze czy źle, ale wybrałam. Musiałam w końcu na coś się zdecydować inaczej konsultacja psychiatryczna byłaby konieczna. Zrezygnowałam. Zrezygnowałam z marzeń o byciu magistrem filologii angielskiej, ale nie zrezygnowałam z angielskiego. Po feriach w Wielkopolsce będę miała korki z moja kuzynką J. i jej koleżanką A.
Trochę mi lżej po podjęciu decyzji, już powili zaczynam wysypiać się. Z czym miałam ogromny problem.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia. Pokaż wszystkie posty
sobota, 31 stycznia 2015
niedziela, 25 stycznia 2015
Co wybrać?
Nie mogę się zebrać by cokolwiek
napisać. Mam dwie notki rozpoczęte, ale nieskończone. Kilka w planach, ale nie
wiem jak z tym wyjdzie. Dzisiaj też miało być co innego, w ogóle mój dzień i
cały weekend miał wyglądać zupełnie inaczej. Jestem właśnie na etapie
intensywnego myślenia nad swoja przyszłością. Co NAPRAWDĘ chcę robić w życiu,
co jest mi POTRZEBNE, a co niewarte by tracić przez nie zdrowie? Sama nie wiem,
czego chce i od kilku dni przerabiam wszystko po kilka razy. Czy lepiej będzie
tak zrobić czy nie, czy może powinnam to zostawić tak jak jest… Tyle pytań, wątpliwości..
Słowo STUDIA przyprawia mnie o
mdłości, a pytania czy będę dalej studiowała czy rezygnuje doprowadzają mnie do
furii. Zupełnie nie wiem, co z tym fantem zrobić. Podjąć samodzielna, dobra i słuszna
decyzje to jest wyzwanie, na które brakuje mi odwagi. Za tym, żeby zrezygnować przemawiają:
Ø
Stres – jest stres, sa problemy ze zdrowiem.
Ø
Praca –coraz ciężej mi łączyć jedno z drugim. To
nie jest tak, że siadam pół godzinki i wszystko umiem. Tu trzeba posiedzieć nad
tematem. Nie mogę zawalać nocy, bo muszę być przytomna. A i tak pretensje w
pracy, że się nie uśmiecham, nie odzywam i wszystko spowodowane oczywiście
studiowaniem… Żenada, wiem.
Ø
Fonetyka – mam ogromny problem, żeby zaliczyć Ash – jeden z najważniejszych dźwięków w amerykańskim angielskim! Teraz mi nie
zaliczył 2 dźwięków, ale to pierwsze podejście. Nie zalicza przez pierdoły. Raz
nagrałam zbyt wolno, poprawę słychać, w 3 miejscach zły akcent, a ostatnio
zaliczył, ALE zbyt szybko (!) i jeden zły akcent. To jest mega stresujące. Jak
siadam to już na płacz mi się zbiera, a przy ok. 20 nagraniu płaczę. Ostatnio
przed tymi zajęciami wzięłam tabletkę uspokajającą, bo inaczej bym się
poryczała albo pieprznęła drzwiami i wyszła…
Ø
Na koniec egzamin PNJA, nań ok. 100 tematów
przynajmniej 10 minutowych, perfekcyjnie przygotowanych: super wymowa,
wyszukane słownictwo, najlepiej ciekawe – dwa tygodnie urlopu w pracy to mało
na ogarnięcie. Nie wspomnę, że w międzyczasie zaliczenia bieżące a teraz parę
semestralnych.
Ø
Brak jakiegokolwiek życia poza praca i nauka.
Nie mam na nic czasu.
Przeciwko
rezygnacji sa:
§
Lubię angielski pisałam o tym nie raz, ale jak
nadchodzi czwartek przed zjazdem i wiem, że to ostatni dzwonek na zrobienie
czegoś – to ryczeć mi się znowu chce, bo przede mną powtórka z fonetyki, grama
i książka na historie literatury i assignments do pana K., a już czas goni. I
pluje sobie w brodę, że znowu nie wyrabiam się, a wiem dobrze ile zrobiłam. I,
że siedziałam nad ustrojstwem każdego dnia po kilka godzin.
§
Nie tylko ja mam problem z fonetyka – pół grupy
obecnie go ma…
§
Łacina – jak powiedziałam, że muszę zrezygnować
to pan od łaciny powiedział, że chyba żartuje, byłam najlepsza i do kogo on
będzie teraz mówił, bo tylko ja wiedziałam, o co kaman… A później zaczepił B.,
żeby mnie przekonała, żebym nie rezygnowała. Bardzo miłe, ale czy to wystarczy?
§
Jak już jestem w Poznaniu to jestem w innym
świecie, innym życiu. Jest mega stres, jak będzie tym razem, zaliczenie itp.,
Ale czasami po prostu czuje się tak dobrze wśród ludzi, na niektórych
przedmiotach. Mam wrażenie, że niekiedy praca i studia stanowią rytm mojego
życia. Tylko jak to moja siostra ujęła: mam za dużo na głowie.
Co
wybrać? Co będzie słuszne i dobre dla mnie? Chwilowo nie mam pojęcia, a decyzje
trzeba podjąć.
czwartek, 27 listopada 2014
Krótka przerwa + moja grupa i studia
Mała przerwa w pisaniu assigments na wykłady ze wstępu do językoznawstwa i na ćwiczenia z fonetyki i fonologii oraz post quiz na te ćwiczenia. A wieczorem pre quiz też na te ćwiczenia.
Mam jakiś problem z organizacją. Już chyba jest lepiej, ale początki były ciężkie. Jeżeli uda mi się zrobić to, co założyłam sobie na zrobić na ten tydzień to będę naprawdę zadowolona, bo to by oznaczało, że mam połowę (może nawet większą połowę) z głowy. Ina następny tydzień zostanie mi tylko najgorsze - historia literatury angielskiej. Z której mam zaliczenie na semestr pierwszy... Jak to szybko minęło. W ostatni weekend miałam 4 zjazd, co oznacza, że następny to 1/3 mojego pierwszego roku! I jak na razie nie mogę narzekać przynajmniej na grupę.
Jest nas około 15 osób. Wiadomo, są grupki. Ale nie ma tak, że część jest za przełożeniem czegoś a część nie. Chcemy coś od wykładowcy, ustalamy wcześniej i jedna osoba zagaduje. Udało mi się dogadać z 3 dziewczynami, a właściwie z 2 tak bardziej. Robimy razem te quizy, assignment jak któraś zrobi to podaje dalej, gdzie można znaleźć jakieś wskazówki do napisania tego. Teraz historia literatury angielskiej B. ma dobre notatki - podeśle, M. zrobi quiz, bo razem z nami nie da rada, bo idzie na nocną zmiane (robimy test ok 21 - 22) zrobi wcześniej i podeśle. Ja mam na ten tydzień 32 zwroty łacińskie do opracowania. Ostatnio B. pisałam jedno zdanie jako topic sentence na PNJA writing. Naprawdę fajnie mi się trafiło.
Nawet nie jest tak ciężko połączyć to z pracą. Po pracy nauka, uzupełnianie notatek... W wolnym czasie jakieś większe prace domowe. Generalnie mam jeden dzień wolny w ciągu tych dwóch tygodni między zjazdami. Jest to niedziela. Dużo robie, w sobote popołudniu i jak wracam ok 15 to już też jest czas, żeby coś zrobić. Brak czasu na cokolwiek innego. Niektórzy nie mogą zrozumieć, że praca+studia+ nauka są czasochłonne. Może ja naprawdę jestem niezorganizowana? Chyba czas, żeby zacząć bardzo blisko współpracować z moim kalendarzem.
I coś jeszcze. Od wtorku wieczorem do dzisiaj rano nie miałam komputera. Efekt: lista leków, które mogę polecić pacjentom, ogarnięte notatki z gramatyki, pisania oraz fonetyki i fonologii.
poniedziałek, 29 października 2012
Z życia studentki: krótki epizod
Z bardzo miłych wiadomości: Dostałam się na staż!!! Apteka ogólnodostępna. Sieciowa. Tak się cieszę!;) Od piątku zaczynam. Dzisiaj zrobiłam badania lekarskie u lekarza medycyny pracy, ponieważ badania z sanepidu miałam, więc przynajmniej to mnie ominęło. Pozostała tylko drobnostka w postaci butów, konkretnie klapek. Ponieważ po aptece najlepiej by było gdybym chodziła w klapkach. A ja wole w tenisówkach lub baletkach. Ale OK. Przemęczę się. To jest minus. Plus jest taki,że do apteki mam mniej więcej 200 m (czyli rzut beretem). Zbliża się zima, więc sympatycznie się zapowiada. Już nie muszę dojeżdżać 30 km w jedną str... czasami dwa razy dziennie...
Z mniej miłych wiadomości: musiałam rzucić uczelnie. Szalenie mi przykro z tego powodu, ale nie dałabym rady ciągnąć tego jednocześnie. Nawet gdyby dziekan wyraził zgodę na Indywidualną Organizację Zajęć. Ma to swój urok, bo nie chodze na zajęcia, z notatkami nie ma problemu, ale, ale... To super pomysł przy dziecku, ale nie pracy dwuzmianowej;/ Na razie umowa na pół roku a ja bym odstawiała cyrki z IOZ. To raczej nie Ok wobec pracodawcy. Biegania miałam co nie miara! Dostałam karte obiegową i przykazanie, żebym zebrała 7 pieczątek i podpisów. Cel: odebrać dokumenty. A, że uczelnia ma kilka obiektów, skupionych niby blisko(główna część i dom studencki nr 2 z biblioteką są po przeciwnych stronach, a dom studencki nr 1, klub AZS 1,5 km dalej). Patrycja przemyślała strategie i postanowiła zadziałać strategicznie: zebrać pieczątki w głównej części iść do DS2 i biblioteki,później DS1 i AZS, na końcu wrócić do głownego budynku po dokumenty. O ja naiwna! Na wstępie mi w dziekanacie pani powiedziała, że dziekanat (oni, ostatni punkt na liście uczelnianych 7 cudów świata) podpisze jak będę miała pozostałe. On, i tak muszę tu wrócić, więc co mi tam. Poszłam do instytutu neofilologii, podpisała bez uwag. Dalej kwestura. No i tu się zaczęły schody. Ponieważ nie podpiszą dopóki nie będę miała podpisu z DS1 i DS2 (nie muszę mówić, że nie miałam z nimi nic wspólnego przez cały okres studiowania? Od złożenia papierów po dzisiaj..). Ok, to dalej biblioteka: tam się nie miały o co przyczepić to się o legitymacje przyczepiły. Została w dziekanacie, a one nie mogły pojąć jak to możliwe, że już została w dziekanacie... O Panie Jedyny, przecież jej nie ukryłam! DS2 to pikuś,potem poszłam do tej najdalej położonego wydziału: kultury fizycznej i ochrony zdrowia. No, coś takiego. Jeszcze tam jest instytut pedagogiki ode mnie z wydziału. Zadowolona, a tu klops. Zamknięte! No o żesz ty! Na kratce, mniejszymi literkami adnotacja,że w innych godzinach niż wyznaczone godziny otwarcia info w pokoju nr 5. Super z 14 do 5, tam pani mnie odesłała do 29 (upragniony podpis z AZS!) a dalej pani skierowała do 2 po podpis z DS1. Wróciłam do głównego budynku PWSZ, do kwestury. Podpis zdobyty! I do dziekanatu. To wszystko w niecałe 1,5 h. Nie powiem miłe panie, nie jak te z legend o paniach z dziekanatu;P A tu w dziekanacie cel osiągnięty: papiery odebrane. Nagroda w postaci dokumentów zawierała... płyte ze zdjęciem i zdjęcia! Papiery muszą zostać u nich...!
niedziela, 14 października 2012
Z życia studentki: drugi (i długi) weekend z akwizycją
Budzę się czytam coś po angielsku, jade pociągiem czytam materiały po angielsku, na lekcje słucham dosłownie o wszystkim po angielsku, po lekcjach - nic innego tylko angielski, w weekend dla odmiany zajmuję się angielskim. Pochłania mnie to totalnie. I generalnie jest ok, gdyby nie ćwiczenia z akwizycji. Drugi weekend siedze nad kilkunastoma stronami tekstu (po angielsku:)) o nauczaniu i nauce języka angielskiego. Nie powiem ciekawe, tylko baaardzo czasochłonne. Z 16 str zostały mi jeszcze 4 - 5 str. Mózg mi wysiada. Tłumacz google na str startowej zamiast onetu. Uciekam,czas pouczyć się słówek z tych tekstów i wracam do tłumaczenia.
I taka mnie mała refleksja na temat różnic w czasie uczenia się angielskiego i farmacji naszła: farmacja była ciężka, trudna i wymagająca, nieraz wściekałam się, że się nauczyłam i po jakimś czasie już niewiele pamiętałam, ale to opanowałam i efekt jak dla mnie po 2 latach jest bardzo ładny. A angielski jest jeszcze bardziej wymagający. Może nie jest to dla mnie,a może po prostu 2 letnia przerwa w intensywnej nauce angielskiego zrobiła swoje i teraz muszę dwa razy dłużej nad tym siedzieć? A może tak ma być, że pochłania to dużo czasu? Czas pokaże.
wtorek, 2 października 2012
Z życia studentki: dzień adaptacyjny.
Mam gdzieś taki dzień adaptacyjny! Mam totalnie dosyć. Ok, jeżeli to komuś z mojej rodziny sprawi frajdę to proszę: ciężko jest dojeżdżać i studiować. Może lepszy byłby akademik. Po tym, co zobaczyłam na planie to nawet nie mam po co jechać jutro. Szkoda czasu i kasy na dojazd. Poważnie zastanawiam się czy nie zrezygnować. Mam tak beznadziejny plan,że gorzej już być nie może. Weźmy takie jutro: mam godziny rektorskie od tam chyba 9:30 do 13. Miło, szkoda tylko, że od 13 mam półtora godzinne coś, kolejne półtorej godziny czekam, by pójść na półtora godzinny wykład. Środa: mam na 8, wykład 45 min, do 15:20 mam wolne,po czym 1,5h wykład. Czwartek: czwartek by nie był zły, ale zajęcia do 12, i wieczorkiem ukochana piłka siatkowa. Super. Najlepiej mi się podoba poniedziałek i piątek. w poniedziałek dwa wykłady/cwiczenia do 11, w piątek wolne. Zwariuje. Jak nic zwariuje.
Ten facet z apteki miał dzwonić dzisiaj - nie dzwonił. W czwartek oczywiście okazało się, że nie może. Szpital milczy.
sobota, 15 września 2012
Powrót:)
Powrót po chwilowej nieobecności blogowej. To będzie trudny powrót, ponieważ już zdążyłam przejrzeć kilka blogów i o Matko ile mnie ominęło! Ile do komentowania… Cóż, sama sobie winna jestem. Przez ostatnie dwa tygodnie takiego lenia dostałam a moje życie toczyło się wokół stażu. Oczywiście nic z tego nie wyszło (przynajmniej na chwilę obecną). Niestety. Apteki w promieniu 30 km od Koła nie potrzebują techników – stażystów. Osobiście im się nie dziwię. Kto chciałby zatrudnić na staż technika, płacić jemu, ZUS-owi, itp. A on nie może nic robić? Oprocz sprzątania, układania leków? Pełne prawo do zawodu będę miała po 2 latach stażu. Polska Służba Zdrowia. Cóż, jak nie staż to studia. A te zaczynam za dwa tygodnie. Niby semestr zaczyna się 1 października, ale inauguracja jest 2. Jeszcze musze odebrać indeks z Medyka (mam tylko nadzieje, że kierownik praktyk uzupełnił wpis. Jeden jedyny wpis, który uzupełnia od końca czerwca.!), złożyć podanie o stypendium i przy okazji zajrzeć do szpitala w Koninie w sprawie tego stażu. Wcześniej nieśmiało myślałam o powtórzeniu swojego angielskiego, ale czekałam co wyniknie ze stażem, ale teraz nie ma na co czekać siadam do słówek. Mam pełno starych notatek z kursu Callana, szkoły, matury to wykorzystam to co mam. Ach i wspaniały niemiecki. To już w ogóle musze powtórzyć. Najgorsze, że studiując nie spędzę tyle czasu z Zygim;( Taki pieszczoch z niego. Sam nie zaśnie, więc przychodzi do mnie, kładzie się na kolanach i zasypia;) W życiu nie sądziłam, że tak bardzo pokocham kota. A tu proszę:)
piątek, 31 sierpnia 2012
Moje być albo nie być
To już dziś! To już za kilka godzin! Za kilka godzin dowiem się czy te dwa lata poszły na marne czy nie. Czy zostanę technikiem farmaceutycznym poszukującym stażu a jednocześnie studentką filologii angielskiej czy tylko studentką filologii angielskiej jednocześnie przygotowującej się na egzaminy zawodowe na przyszły rok. To jest bardzo stresujące. Jeszcze muszę odebrać indeks. Ciekawe czy mi facet od praktyk uzupełnił. Umowę dostał do rąk własnych przy świadkach w zakończenie roku szkolnego, więc dwa miesiące to myśle, że spoooro czasu na jeden wpis. I przy okazji skoczyć na uczelnie po druczki do stypendium (jeśli będę studiować to będą mi potrzebne...)
sobota, 4 sierpnia 2012
Euforia z nutką wątpliwości:)
Dokumenty złożone, teraz tylko czas przypomnieć sobie języki obce w postaci angielskiego i niemieckiego i za dwa miesiące studia! No dobra, kretynka, cieszę się jak dziecko, gdy dostanie lizaka.A tak naprawdę lekko w ogóle nie będzie. Zwłaszcza ta historia Wielkiej Brytanii i USA i o bogowie po angielsku! W końcu sama tego chciałam. Znalazłam niezłą motywacje! Skoro Brytyjczycy i nawet Komisja Europejska twierdzą,że Polska nie ma dostępu do morza! (Taa, a taki Kołobrzeg to niby do jakiego kraju należy, ja się pytam?!) Więcej, podejrzewam, że co, dajmy, 5 Brytyjczyk czy Amerykanin nie wiedzą, gdzie leży Polska to trzeba ich zawstydzić swoją wiedzą o ich krajach i to jeszcze w ich języku ojczystym. A co!:):)
piątek, 3 sierpnia 2012
Czyste szaleństwo.
Wczoraj zakończyła się rekrutacja na PWSZ w Koninie. I DOSTAŁAM SIĘ! Kierunek: filologia angielska. Mam 7 dni na dostarczenie dokumentów (masa tego!).
Subskrybuj:
Posty (Atom)