sobota, 18 kwietnia 2015

Lazy evening...


Wieczór spędzony na przeglądaniu papierów, gazet, szpargałów. Po to by z samego rana wziąć się za porządki. Weekend spędzam u rodziców, w ubiegłym tygodniu miałam mały remoncik w pokoju, więc wzięłam się za gruntowne odgruzowanie pokoju. Dziś szpargały, jutro ubrania i układanie na meblach. Stawiam na czystość, schludność i minimalizm w swoich poczynaniach.
Minimalizm to sposób na ucieczkę od nadmiaru, jakim żyje dzisiejszy świat: konsumpcjonizmu, przedmiotów materialnych, bałaganu, obowiązków, dystrakcji, hałasu, a nawet długów. Jest sposobem na powstrzymanie się od tego, co nie jest w życiu prawdziwie istotne, po to, by można było skupić się na tym, co dla nas ważne, co nadaje naszemu życiu sens i czyni nas szczęśliwymi” – sumuje Leo Babauta.
Chciałabym przyjeżdżać na weekend po to by wypocząć, by usiąść z kubkiem kawy i nie myśleć, że jeszcze trzeba posprzątać, umyć podłogi czy odkurzyć.  Przyznaje: Jestem chomikiem i bałaganiarą. Jak przyjeżdżam to zawsze jest pełno moich rzeczy w pokoju. Zawsze przywożę jakieś gazety do przejrzenia, angielski, których ani nie czytam ani się nie uczę, kosmetyki, które nietknięte wracają ze mną, ubrania, mimo, że mam szafe u rodziców a w niej ciuchy to zawsze przywożę coś ze sobą. A już tak nie chcę i jutro będę z tym ostro walczyła! Będzie się działo!!! Mam nadzieje, że przy okazji tego sprzątania uda mi się znaleźć wene twórczą na kolejny post, a przede wszystkim zdjęcia. Mam parę pomysłów, jak np. wiosenno –letnia wishlista, kosmetyki, które używam jak tu jestem, sport, który ostatnio uprawiam i powody, dla których to robię. Mam mnóstwo pomysłów, czasami nadmiar energii burzy to wszystko, bo chcę 5 rzeczy naraz robić i w efekcie nie robie nic..

                Jutro  a właściwie już dziś, pomimo porządków, wybieram się do fryzjera na nawilżanie włosów, a popołudniu na spotkanie z D. Ciekawa jestem jak to będzie wyglądało.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Pierwszy krok do zmian



W Nowym Roku chciałam pisać tu częściej i przełamać się by pisać o swoim życiu w bardziej otwarty sposób, by nie myśleć że coś jest zbyt banalne by tu trafić. Mamy już 6 kwiecień a ja nawet dobrze nie zaczęłam…

Może zacznę od tego, co ważne i nieuniknione, jeżeli chcę się pojawiać tu częściej a moje posty nie były bezsensowną plątaniną.  Od słowa PRZEPRASZAM. Tak, przepraszam, że czasami jak czytałam na blogach i któraś blogerka pisała, że przygotowanie  posta zajęło jej kilka godzin. Teraz wiem, że aby stworzyć coś fajnego, dobrej jakości, by dało się to czytać i zaciekawić czytelnika bloga trzeba poświęcić trochę czasu. Nie może to być takie hop- siup i już mam post w 20 minut. Same zdjęcia zajmują trochę czasu: przycinanie ich, wybranie odpowiedniego ujęcia, czy choćby znalezienie w sieci odpowiedniego obrazka. Jestem maniaczką znaków interpunkcyjnych. Nie lubię, jak nie ma ich wcale, więc nie ograniczam się do kilku kropek i przecinków. A to trochę czasu zabiera. Wiele postów mi już umknęło, bo zawsze było zbyt mało czasu by stworzyć taki post, który by mi odpowiadał. Ten post pisze ok. godziny 14:30, najpewniej pojawi się wieczorem, bym mogła go przetrawić i przemyśleć czy on mi odpowiada, czy dodałabym coś. A może coś jednak wycięła. Teraz widzę, że czasami lepiej będzie nie napisać niczego pod wpływem chwili, krótkiego, zakręconego postu, który nawet źle się czyta, by poczekać np. do wieczora czy następnego dnia, gdy wiemy, że będzie więcej czasu by się do tego przyłożyć i napisać to porządnie.

…. Ostatnio w moim życiu pojawiły się pewne zawirowania, które sprawiły, że przeorganizowałam prawie całe swoje życie: zrezygnowałam ze studiów, gorący okres w pracy, moja nienajlepsza kondycja psychiczna spowodowana zmęczeniem, ową rezygnacją, pracą, wtrącaniem się innych do mojego życia. To wszystko sprawiło, że moment rozpoczęcia nauki hiszpańskiego przesunął się w czasie. Wpadłam w błędne koło: stres – tabletki uspokajające – coraz więcej tabletek uspokajających – pierwsza kawa sypana – podrażniony żołądek i jelita (kawa, stres) – zły stan zdrowia – stres – tabletki…. Biorę tabletki, nawet nie wiem czy w środę podczas wizyty nie poproszę lekarza o mocniejsze, ale zaczęłam biegać i to jest mój sposób na odstresowanie się. Wszystkie weekendy wpływają na mnie kojąco. Boje się tylko chodzić do pracy i pierwsze godziny pracy są dla mnie najgorsze, ale na to też jest jakiś sposób – tabletki. A jak się otworzy druga apteka mojej firmy w moim mieście to się tam przeniosę. Zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji..
Jestem zamknięta w sobie, mam niskie poczucie własnej wartości, trawie to wszystko w sobie i choć staram się w wielu przypadkach stosować powiedzenie? Stwierdzenie? Mojego kolegi z liceum- mam wyjeb*ane po całości, to nie zawsze i nie do wszystkiego da się to zastosować. Czasami pomaga. Chcę być we wszystkim idealna-z różnym skutkiem. Nie umiem pogodzić się z przegraną, porażką. Dla mnie coś albo jest białe albo czarne, nie ma niczego pośrednio, zwłaszcza nie ma szarego, więc albo coś robie dobrze i chce (egoizm?) by ktoś w pracy czy w domu powiedział mi, że jest świetnie, albo coś robie źle i wtedy też chce by ktoś mi powiedział, że ok., włożyłaś w to prace i czas, ale nie – to nie jest to. To ma być inaczej.  Nie lubię, gdy ktoś mówi o mnie za moimi plecami w perfidny sposób. Wiem, że to nieuniknione, ale to nic miłego gdy ktoś mówi o Tobie z kimś innym w drugim końcu budynku, w którym się znajdujecie i patrzy się na ciebie, albo szepcze i wychyla się patrząc czy ktoś nie idzie a szepty ucichną gdy ktoś idzie. Nie ma szans byś się obroniła. Czasami argument obrony nie są skuteczne, bo i tak jak ktoś uwierzy w swoją wersje to przepadłaś.  Nie lubię, gdy ktoś chce kierować moim życiem w przekonaniu, że tak jest lepiej dla mnie. Wolę rozmowę, argumenty za i przeciw, jeżeli podejmę decyzję to, żeby upewnił mnie w przekonaniu, że dobrze robie. Jestem młoda, mam prawo się mylić i podejmować błędne decyzje, więc nie widzę przeciwwskazań by ktoś mi pomógł w podjęciu decyzji, ale nie robił tego za mnie.

Dziecko, rodzina, związek – ostatnio punkty zapalne. Mam prawie 24 lata. Co rusz na FB widzę, że ktoś z moich znajomych się zaręcza, bierze ślub, jest w ciąży czy właśnie został rodzicem. Fajnie, naprawdę. Bez ironii to piszę. Cieszę się, że mają rodzinę, dziecko, męża. Ja nie czuję się na to gotowa. Nie umiem wyobrazić sobie siebie jako mamy. Myślę, że bym sobie nie poradziła. Żeby była rodzina to przynajmniej musi być związek – trwały, znać siebie nawzajem jak łyse konie, planować wspólną przyszłość. Jestem na takim etapie życia, że nie mam na to czasu, nie mam potrzeby by dzielić się z kimś swoim czasem prywatnym. Mam potrzebę ułożenia sobie tego wszystkiego, co działo się przez ostatnie parę tygodni, miesięcy. Muszę zrobić badania, zrobić wszystko by moje zdrowie nie szwankowało, praca mnie satysfakcjonowała, bieganie lub jeżdżenie na rolkach nie wypełniało całego wolnego czasu, zastanowić się jak to zrobić by moja nauka angielskiego była jeszcze bardziej zaawansowana i bym stale się rozwijała, jeżeli na 100% zdecyduje się na hiszpański to by to miało sens.  Dopiero wtedy będę mogła powiedzieć, że czas się zająć sprawami osobistymi.


Przede mną jeszcze sporo takich rozważań i myśli, a nawet wiele rewolucji w życiu. A tym postem chcę zacząć rewolucje blogowąJ