niedziela, 21 września 2014

Leniwa niedziela

Spokojna niedziela, tego było mi trzeba po 6 intensywnych dniach! Po urlopie z pracy bym najchętniej nie wychodziła. Mamy gorący okres: przeziębienia, choroby i mnóstwo towaru. Miałam nawet nadgodziny. I pracującą sobotę, po której sprintem zrobiony delikatny make up, wskoczyłam w jedną z moich nielicznych, eleganckich kiecek, na stopy przywdziałam sandałki na płaskim obcasie. Ze 120 km drogi w obie strony zrobiło się ponad 160 km, bo jechałam z koleżankami ze szkoły i jako, że ja miałam najdalej to ja jechałam i to było najpiękniejsze popołudnie w tym miesiącu!! Ba, od ostatniego naszego spotkania miesiąc temu;) Ślub był piękny, Panna Młoda wyglądała pięknie, Pan Młody również. Ksiądz od razu "podbił moje serce" kazaniem. Po prostu było zajefajne ;P Rzadko to mówię, ostatnio tak stwierdziłam jakieś 8 lat temu, po Mszy w Sanktuarium w Ludźmierzu. Wróciłam padnięta i przeszczęśliwa! A dzisiaj odpoczywam po intensywnym tygodniu. Kawa, kalendarz i pamiętnik (posiadam i często w nim piszę, i traktuję jako terapie, miejsce wylewania żalu, łez i radości, by nie zapomnieć chwil dobrych i złych) są niezastąpione. A i tak siedzę przy komputerze... 

środa, 10 września 2014

Inspiracje: wnętrza (2)

Dzisiaj kolejna porcja zdjęć z wnętrzami, które mnie w pewien sposób inspirują i staram się zawsze coś "przemycić" do swojego pokoju w realu. Lubie takie wnętrza jak poniżej. Nie musi być nowocześnie, "na bogato", byleby były przytulne, jasne i funkcjonalne.









Dzisiaj tylko te 9 zdjęć i mało treści, bo zabieram się za porządek na laptopie. Kiedyś trzeba ogarnąć ten chaos :)

poniedziałek, 8 września 2014

projekt DENKO #8

                Wiem, wiem miało być wcześniej, ale nie było czasu. Na urlopie zamiast siedzieć i wypoczywać to ja latam jak kot z pęcherzem i załatwiam wszystkie sprawy, które nie miałam kiedy załatwić przed urlopem pracując i zapewne nie zrobiłabym tego po powrocie z urlopu. Ale bez zbędnych wstępów: Projekt DENKO
1.       LACTACYD PHARMA – PŁYN GINEKOLOGICZNY ULTRA DELIKATNY – Nigdy nie dodawałam płynów do higieny intymnej, ale teraz zmiana, będą. Niekwestionowanym królem wśród tego typu preparatów jest Ziaja Intima. Ten nie był zły, ale Ziaja najlepsza.
2.       BEBEAUTY PŁYN MICELARNY – najlepszy ever. Żadne tam Tołpy, Vichy czy nie wiem co tam. Owszem tamte też są dobre, ale pare razy droższe, a po co wydawać Fortune jak można mieć dobry w niższej cenie.
3.       ISANA KREM POD PRYSZNIC – lubię te żele/kremy pod prysznic. Są tanie i dobre, ten mnie nie podrażniał i nie wysuszał. Od czasu do czasu będę po nie sięgała.
4.       PHARMACERIS PH C DRENUJĄCY PEELING MYJĄCY – Mój ideał. Ziaja też była ok., ale ten ma tą przewagę, że jest wydajny. Po cichu liczyłam, że wydenkuję go już w maju, ale dopiero w lipcu się skończył. Super, celulitu mi nie zmniejszył, bo za bardzo nie ma czego. Nie to że nie mam celulitu, ale jest niemal niewidoczny. Używałam go raczej przed depilacją i sprawdzał się świetnie.
5.       ACERIN PŁYN NA ODCISKI – jak farmaceutka uważam, że jest jednym z lepszych o ile nie najlepszy. Pod warunkiem, że wymoczymy nogi i sumiennie dwa razy dziennie przez kilka dni będziemy malować by później znów wymoczyć padalca (czyt. odcisk). Mi tej sumienności zabrakło i niestety, ale nawraca.
6.       KALLOS LATTE MASECZKA DO WŁOSÓW- kiedyś poratowała moje włosy, ale teraz coś mniej. Może widocznie moje włosy potrzebują mocniejszego nawilżenia? Robiłam dwa miesiące temu ombre i niestety, ale końce mam tak zniszczone, że bardziej się nie da. W tej chwili od ponad tygodnia nie prostuję włosów i trochę odżywają.
7.       TOŁPA DERMO FACE PŁYN MICELARNY – kupiłam, bo potrzebowałam czegoś mniejszego do domu rodziców by nie wozić wszystkiego w tą i powrotem, ale zapach ma piękny, ale nie jest lepszy od biedronkowego.
8.       L’BIOTICA ZŁUSZCZAJĄCA MASKA DO STÓP – nie uwierzycie zgubiłam maskę nawilżającą. Autentycznie, tak jak przekładałam z miejsca na miejsce, że nie wiem gdzie wsadziłam. Efekt tak dwa miesiące się trzyma. Nie miałam mocno zgrubiałego naskórka, więc niewiele mi zeszło. W pewnym momencie myślałam, że nic mi nie zejdzie, ale dopiero 8 dnia zaczęłam się złuszczać jak jaszczurka bądź jak kto woli – wyglądało to jakbym miała łuszczyce.
9.       CECE COLOR SALON SZAMPON – czas na buble totalne. Ten do takich należał. Umyłam nim włosy raz i wystarczyło bym żałowała każdej złotówki na niego wydanej. Dzień po umyciu miałam włosy jakieś tłuste, mokre. No wyglądały po prostu tak jakbym nie myła ich z tydzień.
10.   TIMOTEI DEEP BRUNETTE SZAMPON – miałam obawy kupując go, Ale nie do końca słuszne. Myje nim jak jadę do rodziców na weekend.
11.   MAXFACTOR, LOVELY LAKIERY DO PAZNOKCI – maxfactor swego czasu ulubieniec, kupiłam go jakiś czas temu (ok. 2 lat) za 1 grosz przy zakupie tuszu do rzęs, niestety końcówka i to już taka, że źle się maluje. Lovely – pomalowałam raz w zeszłym roku i jakoś do mnie nie przemówił – dałam kuzynce.
12.   EVELINE 3IN1  WYSUSZACZ, UTWARDZACZ I NABŁYSZCZACZ – odpowiada mi. Rzeczywiście szybko wysycha, ma ładny połysk i nie odpryskuje lakier tak szybko, no chyba że idę do pracy i sprawdzam towar to tak po godzinie mam odpryski (nieistotne, że malowałam dzień wcześniej wieczorem)
13.   DECUBAL – tu są głównie przeterminowane i niewykończone produkty. Chciałam przełożyć ten intensive cream i body cream do małego pojemniczka. Tylko tyle by mieć pod ręką coś na wysuszenie, ale konsystencja już była nie bardzo i wywalam. Wszystkie opisałam wcześniej.
14.   BLANX WHITE SHOCK I HIMALAYA COMPLETE CARE PASTY DO ZĘBÓW – blanx nie robił nic, ale cieszmy się, że nie podrażniał. Natomiast himalaya to taka pasta całkiem ok., ale bez krzywd wyrządzonych i bez szału. Pewnie wróce za jakiś czas.
15.   VICHY I REXONA DEZODORANT W KULCE / SZTYFCIE- Vichy – ulubieniec, ale reksony nie dałam rady zużyć do końca, masakra. Ochrona jeszcze jak cie mogę, nie potrzebuję mocnej ochrony i dlatego sobie można powiedzieć poradziła, ale po za tym straszna. Długo się wchłania i czasami zostawiała ślady na ubraniach. Gdyby nie była w shinyboxie nie kupiłabym jej.
16.   FUSS WOHL DEZODORANT DO STÓP – nigdy nie użyty, leżał ze dwa lata i postanowiłam go wywalić.
17.   PRÓBKI – nie opisuje próbek, ale oczywiście perełki były – Ziaja, Vichy bb krem.


To już koniec, nie ma już nic (w torbie). I wiadomość niemal z ostatniej chwili: przyjęli mnie na UAM na filologie angielską;)

wtorek, 2 września 2014

Kosmetyczne podsumowanie lata - detoksu ciąg dalszy..

                Drugi dzień urlopu a ja nie idąc do pracy czuję się dziwnie. Jakbym popełniła ciężką zbrodnie przeciwko ludzkości. Wiem, że ten urlop mi się należy i od października może być mało czasu na odpoczynek, ale chyba popadam w pracoholizm… W piątek byłam na drugiej zmianie, więc jakby nie było od soboty mam wolne. Taa, w sobotę i wczoraj byłam na chwilkę w pracy, a dzisiaj ledwo się powstrzymuję, żeby tam nie iść. Mało tego już był telefon, gdzie co leży. Ja zwariuje z nicnierobienia. Jak nic.

                A żeby tak się nie stało to chcę wypocząć maksymalnie, ale że ja nie potrafię tak długo, więc zajmuję ręce czym się da. W sobotę posprzątałam cały swój pokój, w niedziele uzupełniłam zeszyt recepturowy (praca na urlopie ;P), wczoraj głównie biegałam po lekarzach by mi poprawili recepty i byłam na Mszy jednocześnie za Ojczyznę i za mojego wuja. A dziś od rana sprzątam. Chciałam jeszcze zająć się moim komputerem i blogiem, bo w końcu mam czas i nie ma wykrętów pracą czy angielskim. Mój blog trzeba „odkurzyć” a na komputerze zrobić porządki, bo się chaos wkradł. Nie mniej jednak zrobiłam też porządki w kosmetykach.


                W związku z nadejściem wiosny postanowiłam iść na kosmetyczny odwyk. Miałam sporo kosmetyków i wcale nie chciałam, aby tak było dalej a już tym bardziej nie chciałam by moja kolekcja rosła w siłę. Kosmetyki były wszędzie: w pudełku ozdobnym przeznaczonym na kosmetyki, które mają długą datę i mogą być zużyte dużo później, na półce ławy, w szufladzie komody i oczywiście wszędzie w Łazience, z której właściwie wychodziły. Później, po zrobieniu konkretnego porządku wiele zniknęło, dużo starałam się wykańczać. Co mi nie odpowiadało pod jakimś względem oddawałam komuś. I tak doszłam do stanu, który mam teraz. Niby jak patrzę na pierwsze zdjęcie z marca, wydaje mi się ,że mam tego wszystkiego mniej. W liczbach niestety nie jest mniej. Cieszę się, że ubyło mi balsamów do ciała, preparatów do mycia twarzy i demakijażu, do rąk, nawet tak „nierotujące” ostatnimi czasy jak kremy do rąk stopniały. Przyrosło za to kolorówki. I to jest chyba ten słaby punkt, który zaważył o wyniku. Jest sporo produktów, które wystarczą mi na kilka użyć, ale do zdjęcia musiały się ładnie ustawić. Detoks trwa nadal. I będzie trwał przynajmniej do pierwszego dnia wiosny w przyszłym roku. Powód jest banalny: motywuje mnie bym przemyślała dwa razy nim coś kupie. Zyskuje miejsce, pieniądze i święty spokój. Nic mi nie leży, nie terminuje się a ja nie mam wyrzutów sumienia, że kupiłam / dostałam i połowa ląduje w koszu, bo jest po terminie ważności. Podobnie jest z projektem DENKO, ale o tym już wspomniałam. To jest też taka mała terapia, kupowałam, bo ktoś miała, bo tanie czy promocja. Teraz wiem, co mam, co zużyłam i jak mi się zmieniają kosmetyki. Podoba mi się ten projekt, jutro najdalej pojutrze wrzucę kolejny projekt DENKO i słowem nie będę wspominać o kosmetykach, w końcu to nie jest blog kosmetyczny. I czas ustalić zasady: o kosmetykach będę pisała co dwa miesiące w ramach tego projektu i okresowo o postępach detoksu.

Teraz w kolejnych DENKACH może pojawić się więcej produktów do rąk, paznokci i włosów., bo rzecz jasna dalej walczę z rozdwajającymi się paznokciami, ręce mi pękają w chłodniejsze dni i po dłuższym kontakcie z wodą. A na domiar złego, moje włosy bardziej przypominają siano niż włosy, więc skupie się teraz na poprawie ich kondycji…