Co wybrać?
Nie mogę się zebrać by cokolwiek
napisać. Mam dwie notki rozpoczęte, ale nieskończone. Kilka w planach, ale nie
wiem jak z tym wyjdzie. Dzisiaj też miało być co innego, w ogóle mój dzień i
cały weekend miał wyglądać zupełnie inaczej. Jestem właśnie na etapie
intensywnego myślenia nad swoja przyszłością. Co NAPRAWDĘ chcę robić w życiu,
co jest mi POTRZEBNE, a co niewarte by tracić przez nie zdrowie? Sama nie wiem,
czego chce i od kilku dni przerabiam wszystko po kilka razy. Czy lepiej będzie
tak zrobić czy nie, czy może powinnam to zostawić tak jak jest… Tyle pytań, wątpliwości..
Słowo STUDIA przyprawia mnie o
mdłości, a pytania czy będę dalej studiowała czy rezygnuje doprowadzają mnie do
furii. Zupełnie nie wiem, co z tym fantem zrobić. Podjąć samodzielna, dobra i słuszna
decyzje to jest wyzwanie, na które brakuje mi odwagi. Za tym, żeby zrezygnować przemawiają:
Ø
Stres – jest stres, sa problemy ze zdrowiem.
Ø
Praca –coraz ciężej mi łączyć jedno z drugim. To
nie jest tak, że siadam pół godzinki i wszystko umiem. Tu trzeba posiedzieć nad
tematem. Nie mogę zawalać nocy, bo muszę być przytomna. A i tak pretensje w
pracy, że się nie uśmiecham, nie odzywam i wszystko spowodowane oczywiście
studiowaniem… Żenada, wiem.
Ø
Fonetyka – mam ogromny problem, żeby zaliczyć Ash – jeden z najważniejszych dźwięków w amerykańskim angielskim! Teraz mi nie
zaliczył 2 dźwięków, ale to pierwsze podejście. Nie zalicza przez pierdoły. Raz
nagrałam zbyt wolno, poprawę słychać, w 3 miejscach zły akcent, a ostatnio
zaliczył, ALE zbyt szybko (!) i jeden zły akcent. To jest mega stresujące. Jak
siadam to już na płacz mi się zbiera, a przy ok. 20 nagraniu płaczę. Ostatnio
przed tymi zajęciami wzięłam tabletkę uspokajającą, bo inaczej bym się
poryczała albo pieprznęła drzwiami i wyszła…
Ø
Na koniec egzamin PNJA, nań ok. 100 tematów
przynajmniej 10 minutowych, perfekcyjnie przygotowanych: super wymowa,
wyszukane słownictwo, najlepiej ciekawe – dwa tygodnie urlopu w pracy to mało
na ogarnięcie. Nie wspomnę, że w międzyczasie zaliczenia bieżące a teraz parę
semestralnych.
Ø
Brak jakiegokolwiek życia poza praca i nauka.
Nie mam na nic czasu.
Przeciwko
rezygnacji sa:
§
Lubię angielski pisałam o tym nie raz, ale jak
nadchodzi czwartek przed zjazdem i wiem, że to ostatni dzwonek na zrobienie
czegoś – to ryczeć mi się znowu chce, bo przede mną powtórka z fonetyki, grama
i książka na historie literatury i assignments do pana K., a już czas goni. I
pluje sobie w brodę, że znowu nie wyrabiam się, a wiem dobrze ile zrobiłam. I,
że siedziałam nad ustrojstwem każdego dnia po kilka godzin.
§
Nie tylko ja mam problem z fonetyka – pół grupy
obecnie go ma…
§
Łacina – jak powiedziałam, że muszę zrezygnować
to pan od łaciny powiedział, że chyba żartuje, byłam najlepsza i do kogo on
będzie teraz mówił, bo tylko ja wiedziałam, o co kaman… A później zaczepił B.,
żeby mnie przekonała, żebym nie rezygnowała. Bardzo miłe, ale czy to wystarczy?
§
Jak już jestem w Poznaniu to jestem w innym
świecie, innym życiu. Jest mega stres, jak będzie tym razem, zaliczenie itp.,
Ale czasami po prostu czuje się tak dobrze wśród ludzi, na niektórych
przedmiotach. Mam wrażenie, że niekiedy praca i studia stanowią rytm mojego
życia. Tylko jak to moja siostra ujęła: mam za dużo na głowie.
Co
wybrać? Co będzie słuszne i dobre dla mnie? Chwilowo nie mam pojęcia, a decyzje
trzeba podjąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz