W Nowym Roku chciałam pisać tu
częściej i przełamać się by pisać o swoim życiu w bardziej otwarty sposób, by
nie myśleć że coś jest zbyt banalne by tu trafić. Mamy już 6 kwiecień a ja
nawet dobrze nie zaczęłam…
Może zacznę od tego, co ważne i nieuniknione, jeżeli chcę się pojawiać
tu częściej a moje posty nie były bezsensowną plątaniną. Od słowa PRZEPRASZAM.
Tak, przepraszam, że czasami jak czytałam na blogach i któraś blogerka pisała, że
przygotowanie posta zajęło jej kilka
godzin. Teraz wiem, że aby stworzyć coś fajnego, dobrej jakości, by dało się to
czytać i zaciekawić czytelnika bloga trzeba poświęcić trochę czasu. Nie może to
być takie hop- siup i już mam post w 20 minut. Same zdjęcia zajmują trochę
czasu: przycinanie ich, wybranie odpowiedniego ujęcia, czy choćby znalezienie w
sieci odpowiedniego obrazka. Jestem maniaczką znaków interpunkcyjnych. Nie
lubię, jak nie ma ich wcale, więc nie ograniczam się do kilku kropek i
przecinków. A to trochę czasu zabiera. Wiele postów mi już umknęło, bo zawsze
było zbyt mało czasu by stworzyć taki post, który by mi odpowiadał. Ten post
pisze ok. godziny 14:30, najpewniej pojawi się wieczorem, bym mogła go
przetrawić i przemyśleć czy on mi odpowiada, czy dodałabym coś. A może coś
jednak wycięła. Teraz widzę, że czasami lepiej będzie nie napisać niczego pod
wpływem chwili, krótkiego, zakręconego postu, który nawet źle się czyta, by
poczekać np. do wieczora czy następnego dnia, gdy wiemy, że będzie więcej czasu
by się do tego przyłożyć i napisać to porządnie.
…. Ostatnio w moim życiu pojawiły
się pewne zawirowania, które sprawiły, że przeorganizowałam prawie całe swoje
życie: zrezygnowałam ze studiów, gorący okres w pracy, moja nienajlepsza
kondycja psychiczna spowodowana zmęczeniem, ową rezygnacją, pracą, wtrącaniem
się innych do mojego życia. To wszystko sprawiło, że moment rozpoczęcia nauki
hiszpańskiego przesunął się w czasie. Wpadłam w błędne koło: stres – tabletki
uspokajające – coraz więcej tabletek uspokajających – pierwsza kawa sypana –
podrażniony żołądek i jelita (kawa, stres) – zły stan zdrowia – stres –
tabletki…. Biorę tabletki, nawet nie wiem czy w środę podczas wizyty nie
poproszę lekarza o mocniejsze, ale zaczęłam biegać i to jest mój sposób na
odstresowanie się. Wszystkie weekendy wpływają na mnie kojąco. Boje się tylko
chodzić do pracy i pierwsze godziny pracy są dla mnie najgorsze, ale na to też
jest jakiś sposób – tabletki. A jak się otworzy druga apteka mojej firmy w moim
mieście to się tam przeniosę. Zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji..
Jestem zamknięta w sobie, mam
niskie poczucie własnej wartości, trawie to wszystko w sobie i choć staram się
w wielu przypadkach stosować powiedzenie? Stwierdzenie? Mojego kolegi z liceum-
mam wyjeb*ane po całości, to nie zawsze i nie do wszystkiego da się to
zastosować. Czasami pomaga. Chcę być we wszystkim idealna-z różnym skutkiem.
Nie umiem pogodzić się z przegraną, porażką. Dla mnie coś albo jest białe albo
czarne, nie ma niczego pośrednio, zwłaszcza nie ma szarego, więc albo coś robie
dobrze i chce (egoizm?) by ktoś w pracy czy w domu powiedział mi, że jest
świetnie, albo coś robie źle i wtedy też chce by ktoś mi powiedział, że ok.,
włożyłaś w to prace i czas, ale nie – to nie jest to. To ma być inaczej. Nie lubię, gdy ktoś mówi o mnie za moimi
plecami w perfidny sposób. Wiem, że to nieuniknione, ale to nic miłego gdy ktoś
mówi o Tobie z kimś innym w drugim końcu budynku, w którym się znajdujecie i
patrzy się na ciebie, albo szepcze i wychyla się patrząc czy ktoś nie idzie a
szepty ucichną gdy ktoś idzie. Nie ma szans byś się obroniła. Czasami argument
obrony nie są skuteczne, bo i tak jak ktoś uwierzy w swoją wersje to
przepadłaś. Nie lubię, gdy ktoś chce
kierować moim życiem w przekonaniu, że tak jest lepiej dla mnie. Wolę rozmowę,
argumenty za i przeciw, jeżeli podejmę decyzję to, żeby upewnił mnie w
przekonaniu, że dobrze robie. Jestem młoda, mam prawo się mylić i podejmować
błędne decyzje, więc nie widzę przeciwwskazań by ktoś mi pomógł w podjęciu
decyzji, ale nie robił tego za mnie.
Dziecko, rodzina, związek –
ostatnio punkty zapalne. Mam prawie 24 lata. Co rusz na FB widzę, że ktoś z
moich znajomych się zaręcza, bierze ślub, jest w ciąży czy właśnie został
rodzicem. Fajnie, naprawdę. Bez ironii to piszę. Cieszę się, że mają rodzinę,
dziecko, męża. Ja nie czuję się na to gotowa. Nie umiem wyobrazić sobie siebie
jako mamy. Myślę, że bym sobie nie poradziła. Żeby była rodzina to przynajmniej
musi być związek – trwały, znać siebie nawzajem jak łyse konie, planować wspólną
przyszłość. Jestem na takim etapie życia, że nie mam na to czasu, nie mam
potrzeby by dzielić się z kimś swoim czasem prywatnym. Mam potrzebę ułożenia
sobie tego wszystkiego, co działo się przez ostatnie parę tygodni, miesięcy.
Muszę zrobić badania, zrobić wszystko by moje zdrowie nie szwankowało, praca
mnie satysfakcjonowała, bieganie lub jeżdżenie na rolkach nie wypełniało całego
wolnego czasu, zastanowić się jak to zrobić by moja nauka angielskiego była
jeszcze bardziej zaawansowana i bym stale się rozwijała, jeżeli na 100%
zdecyduje się na hiszpański to by to miało sens. Dopiero wtedy będę mogła powiedzieć, że czas
się zająć sprawami osobistymi.
Przede mną jeszcze sporo takich
rozważań i myśli, a nawet wiele rewolucji w życiu. A tym postem chcę zacząć
rewolucje blogowąJ