środa, 23 lipca 2014

Inspiracje: wnętrza

                Od dawna planuje remont swojego pokoju w domu rodziców. Od niedawna są małe spory w kwestii koloru. Ja już nie chce zieleni i żółci. Żadnych odcieni tych 2 kolorów, bo mi się „przejadły”. Odkąd mam zrobiony ten pokój, czyli od jakiś 12 lat naprzemiennie albo naraz królują te dwa kolory. Żółty był dodatkowo w moim drugim pokoju, u dziadków. Już nie mogę na nie patrzeć.
Tak samo było kiedyś z różowym. Moi rodzice uznali, że dla dziewczynek najlepiej będzie pasował różowy, więc dopóki  mieszkałam z siostrą w pokoju dopóty ściany były różowe. Też nie mogłyśmy na ten kolor już patrzeć. Ani ja ani moja siostra. Do różu wróciłam rok temu w moim obecnym pokoju u dziadków. W tym pokoju różu nie będzie. Niebieski? Tak, ale w połączeniu z szarym. Ostatecznie zielony z szarym. A jak nie będę miała przyzwolenia na takie kolory (na razie jej nie mam) to może beżowe?

Mój pokój został przerobiony. Najpierw była tam kotłownia. Została podniesiona podłoga, tzn. wyrównana do reszty domu. Wcześniej do kotłowni schodziło się 3 -4 stopnie. Teraz mam pod spodem piwnice. Nowe okna, drzwi etc. Po kotłowni zostało mi jedno wspomnienie – komin. To nawet fajnie wygląda. Pokój nie jest zwykłym prostokątem. Jest też funkcjonalny. Na tej ścianie z kominem mam półki, które są zamocowane właśnie na kominie, co daje efekt jakby one były zamocowane we wgłębieniu. Generalnie nic nie chce zmieniać. Może nawet ilość rzeczy się zmniejszy? Pierwszy taki post, w którym są zdjęcia (z różnych stron, m.in. we-dwoje.pl czy ikea) i chyba nie ostatni, bo już miałam go napisać rok temu, tylko remont mnie zaskoczył jak zima kierowców;p Poniżej kilka zdjęć, które są dla mnie inspiracją w urządzaniu moich dwóch pokoi:














środa, 2 lipca 2014

Dwa lata później...

Swoje życie osobiste próbuje po raz kolejny ułożyć. Żaden klocek do siebie nie pasuje. Tyle sprzeczności. Już  lepiej niż rok temu, gdy zapadłam w jakiś dziwny marazm zimowo-wiosenny. Ale nie mogę się we wszystkim odnaleźć. Zwłaszcza w sferze uczuć. Boje się, uciekam i nie pozwalam nikomu zbliżyć się do mnie. Jak czuje, że ktoś przekracza magiczną, niewidzialną granicę to wtedy ja wymykam się i znikam. Mam niemal 23 lata, słyszę powinnaś mieć chłopaka, założyć rodzinę, ja w twoim wieku miałam już dziecko roczne, dwuletnie etc. Krew mnie zalewa, bo ja nie chce! Zostałam nazwana Królową Lodu przez kuzynkę, bo nie mam chłopaka. A to jest tak jakbym nie miała uczuć. W pracy mówią, że jestem twarda psychicznie. To prawda, nie pokazuje uczuć na zewnątrz, do chorób podchodzę medycznie, chyba, że ktoś z bliskich mi osób choruje poważnie. Dzieci naprawdę chore, takie, które męczy bardzo grypa czy choroby wieku dziecięcego oraz z wadami wrodzonymi siłą rzeczy wzbudzają moje współczucie i uczucia i nie ma znaczenia, że ja nie chce mieć własnych dzieci. Nie płacze publicznie od ponad 5 lat. Nie zobaczysz moich łez. Płaczę w „poduszkę”, nie lubię okazywać uczuć, z prostej przyczyny: zawsze jestem tą, która wysłuchuje, a gdy ja chcę się wyżalić to nie ma już tej osoby, bo brak czasu. Powraca, gdy ona znowu musi się wygadać. Tak jak było w przypadku D. Swoją drogą, w zeszłym roku widziałam się z nią dwa razy. Raz w połowie sierpnia jak sama chciała się spotkać i gadała głównie o sobie oraz drugi raz w sylwestra czy też tuż przed sylwestrem przez przypadek w aptece. Była chyba od świąt, no ale nie miała czasu napisać. Cóż… A jeśli chodzi o facetów to wciąż mam w głowie Wicia, mimowolnie porównuje ich. Wiciu był moim kolegą. Tylko i wyłącznie. Zmarł 5 i pół roku temu, ale chyba dopiero po 5 latach pogodziłam się z tym, że zmarł. Ale nie na tyle, by przestać stawiać go sobie za wzór faceta, z którym chcę spędzić resztę życia i żeby był ojcem moich dzieci. Jedynym wyjątkiem był J., tylko teraz wychodzą na światło dzienne takie rzeczy o nim, że nie wiem co ja w nim widziałam. Pierwsze wrażenie jednak nie myli. W przypadku D. mnie nie myliło (po pierwszej klasie liceum chciałam się przez nią przenieść do innej szkoły…) i tak samo w przypadku J. gdy początkowo miałam go za popaprańca, który się wywyższa, co to nie ja. Nie zmieni a to faktu, że gdy się już w nim zakochałam (tak, ja się zakochałam) to był dla mnie jak istotą nadprzyrodzoną, bez wad za to same ochy i achy. Niestety, ale był jedynym facetem, o którym pomyślałam, że mogłabym mieć z nim rodzinę. Pierwszy raz w życiu widziałam siebie w białej sukni, jako matkę i żonę. On na to nie zasługiwał. Zresztą to nie jest ważne. Rok temu o tej porze, pisałam, że nie wiem jak to się potoczy, czy go straciłam. To już koniec, nie ma już żadnego uczucia. Cieszę się, że miałam możliwość pomyśleć o sobie w inny sposób. Nie tylko praca, praca i dla odmiany praca. Aa i angielski jeszcze do tego. Był miłą odmianą.
Właśnie praca i angielski: najważniejsze aspekty mojego życia. Za 4miesiące będę pełnowartościowym pracownikiem. Bardzo lubię swoją pracę. Nie jestem ekspertem, wciąż się uczę. Łapię się, że mało wiem, że koleżanki wiedzą więcej. Tylko, że one mają kilka – kilkanaście lat praktyki za sobą. A ja bym chciała mieć ich wiedzę i doświadczenie po nieco ponad półtora roku. Naiwna… Drugi to angielski. Już nie raz mówiłam, że kocham ten język i nie wyobrażam sobie, że kiedyś przestane się go uczyć. Maturę zdałam, co prawda mogło być lepiej, bo tylko 43%, a ciągle słyszę, że to dobry wynik i np. A. stwierdziła, że ona by nie zdała, a wynik jest super…. Za dużo czasu, serca i pieniędzy w to włożyłam. Matura nie odzwierciedla postępu jaki zrobiłam. Widzę różnicę między tym jak zaczynałam i byłam zielona, a końcem, gdzie parafrazy zdań przychodziły mi tak naturalnie jak na przykład obliczenia potrzebne do zrobienia maści czy roztworu na skóre z antybiotykiem.

Przez ten rok dużo więcej było o kosmetykach niż wcześniej. Projekt DENKO zawojował moją łazienką i dobrze, bo dużo zużywam, nie leży i nie terminuje się to wszystko. Teraz mój kosmetyczny odwyk trwa w najlepsze i dobrze – pozbędę się zbędnego balastu J Chciałabym, żeby jednak mniej było o kosmetykach a więcej ogólnie, o tym co czuje, myśle. Te wpisy odnośnie mojego życia pokazały mi ile się zmieniło. Przez pierwszy rok było tylko staż, praca, angielski. Teraz, kiedy moje życie jest w miarę stabilne, przez większą część mojego ostatniego roku moje życie wyglądało tak, jak tego bym chciała (pomijając kwestie mojego zdrowia, które szwankuje. Zaraz rok minie a ja nie mam konkretnej diagnozy. Jest tylko leczenie objawowe, dieta i kilka hipotez). Żyłam angielskim i pracą. Nie ma miejsca na uczucia, czy myślenie o przeszłości, o niewłaściwych osobach. Chcę by tak wyglądał mój przyszły rok. Chcę zacząć studia i żyć tylko nimi i pracą. Tak jest łatwiej. Wiem, że kiedyś obudzę się z ręką w nocniku. Sama, bez rodziny, najbliższych przyjaciół. Na przyjaciółce się zawiodłam i chyba drugi raz już bym komuś tak nie zaufała. Na matkę i żonę się nie nadaję, a dzieci to właściwie mieć nie chcę. Chcę spokoju i stabilizacji a to mi daje angielski i apteka.

wtorek, 1 lipca 2014

Moja pierwsza wishlista

       Mamy początek lipca i początek wakacji. Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale dla mnie nieistotne, że nie chodzę już do szkoły lipiec i sierpień zawsze będą miesiącami wakacyjnymi. Zaczyna się lipiec to zaczynają się wakacje, luz, spokój a jednocześnie trochę szalony czas. A koniec następuje wraz z ostatnim dniem sierpnia. Trochę zaklinam ten koniec urlopem od 1 września, ale to nie jest to samo.
      W każdym razie wakacje to czas w którym zamierzam się tu pojawiać zdecydowanie częściej i niekoniecznie z postami kosmetycznymi. W końcu ten blog nie miał być o kosmetykach, ale niestety chyba taki zaczął być. Projekt DENKO pojawia się raz na dwa -trzy miesiące, początkowo co miesiąc, ale tak mało pisze notek, że wydaje mi się, że tylko o kosmetykach piszę. Mam kilka pomysłów na kolejne notki, więc już wkrótce przeleje je na bloga.
        A dzisiaj przychodzę do Was z zupełnie czymś innym. Często na blogach widzę 'WISHLIST'. Spodobało mi się to na tyle, że stworzyłam własną. Ostatnio zmieniłam styl. Inaczej patrze na ciuchy. W ogóle zastanowię się dwa razy czy dana rzecz jest mi potrzebna, ładna i czy koniecznie ją muszę mieć. Dlatego mam tylko cztery rzeczy, o których marzę by mieć.

  1. Srebrny zegarek - niesamowicie podobają mi się takie zegarki. Są delikatne, eleganckie i stylowe. Nie wyobrażam sobie, że codziennie do fartucha będę zakładała taki zegarek, ale do czarnej albo granatowej marynarki, na bardziej oficjalne spotkania, typu spotkanie pracowników albo jakiś świąteczny dzień?
  2. Ramoneska - podoba mi się zwłaszcza w zestawieniu z sukienką maxi lub mała czarna. Jednak ostatnie doświadczenie w zakupach odzieżowych ostudzają moje zapędy modowe. W piątek postanowiłam, że po odebraniu wyników z matury pójdę z siostrą do sklepu. Doradzi mi w wyborze spódniczki. Podobają mi się takie rozkloszowane, najlepiej skórzana. I taką owszem znalazłam. Problem pojawił się jak przymierzyłam - mam w niej mega wielką pupę i biodra! Koszmar. Także, boję się, że ramoneska też będzie nie dla mnie. Ale, ale mam plan awaryjny - granatową marynarkę!:)
  3. Bransoletka "nieskończoność" - spodobała mi się w programie Mai Sablewskiej "Sablewskiej sposób na modę". Co by nie wnikać w jej poprzednią pracę z "gwiazdami" to jej program, jej styl w ogóle bardzo mi odpowiada. I miał wpływ na moją zmianę. Mam takie zwykłe, najzwyklejsze bransoletki z motywem nieskończoności, ale tym bardziej chcę mieć taką z apartu:)
  4. Klasyczna mała czarna - mam już jedną z Zary. Odkupioną od koleżanki i na tyle spodobało mi się posiadanie takiej sukienki. Dobrej na każdą okazje, że chciałabym mieć jeszcze jedną.