Swoje życie osobiste próbuje po raz kolejny ułożyć. Żaden
klocek do siebie nie pasuje. Tyle sprzeczności. Już lepiej niż rok temu, gdy zapadłam w jakiś
dziwny marazm zimowo-wiosenny. Ale nie mogę się we wszystkim odnaleźć.
Zwłaszcza w sferze uczuć. Boje się, uciekam i nie pozwalam nikomu zbliżyć się
do mnie. Jak czuje, że ktoś przekracza magiczną, niewidzialną granicę to wtedy
ja wymykam się i znikam. Mam niemal 23 lata, słyszę powinnaś mieć chłopaka,
założyć rodzinę, ja w twoim wieku miałam już dziecko roczne, dwuletnie etc.
Krew mnie zalewa, bo ja nie chce! Zostałam nazwana Królową Lodu przez kuzynkę, bo
nie mam chłopaka. A to jest tak jakbym nie miała uczuć. W pracy mówią, że
jestem twarda psychicznie. To prawda, nie pokazuje uczuć na zewnątrz, do chorób
podchodzę medycznie, chyba, że ktoś z bliskich mi osób choruje poważnie. Dzieci
naprawdę chore, takie, które męczy bardzo grypa czy choroby wieku dziecięcego
oraz z wadami wrodzonymi siłą rzeczy wzbudzają moje współczucie i uczucia i nie
ma znaczenia, że ja nie chce mieć własnych dzieci. Nie płacze publicznie od
ponad 5 lat. Nie zobaczysz moich łez. Płaczę w „poduszkę”, nie lubię okazywać
uczuć, z prostej przyczyny: zawsze jestem tą, która wysłuchuje, a gdy ja chcę
się wyżalić to nie ma już tej osoby, bo brak czasu. Powraca, gdy ona znowu musi
się wygadać. Tak jak było w przypadku D. Swoją drogą, w zeszłym roku widziałam
się z nią dwa razy. Raz w połowie sierpnia jak sama chciała się spotkać i
gadała głównie o sobie oraz drugi raz w sylwestra czy też tuż przed sylwestrem
przez przypadek w aptece. Była chyba od świąt, no ale nie miała czasu napisać.
Cóż… A jeśli chodzi o facetów to wciąż mam w głowie Wicia, mimowolnie porównuje
ich. Wiciu był moim kolegą. Tylko i wyłącznie. Zmarł 5 i pół roku temu, ale
chyba dopiero po 5 latach pogodziłam się z tym, że zmarł. Ale nie na tyle, by
przestać stawiać go sobie za wzór faceta, z którym chcę spędzić resztę życia i
żeby był ojcem moich dzieci. Jedynym wyjątkiem był J., tylko teraz wychodzą na
światło dzienne takie rzeczy o nim, że nie wiem co ja w nim widziałam. Pierwsze
wrażenie jednak nie myli. W przypadku D. mnie nie myliło (po pierwszej klasie
liceum chciałam się przez nią przenieść do innej szkoły…) i tak samo w
przypadku J. gdy początkowo miałam go za popaprańca, który się wywyższa, co to
nie ja. Nie zmieni a to faktu, że gdy się już w nim zakochałam (tak, ja się
zakochałam) to był dla mnie jak istotą nadprzyrodzoną, bez wad za to same ochy
i achy. Niestety, ale był jedynym facetem, o którym pomyślałam, że mogłabym
mieć z nim rodzinę. Pierwszy raz w życiu widziałam siebie w białej sukni, jako
matkę i żonę. On na to nie zasługiwał. Zresztą to nie jest ważne. Rok temu o
tej porze, pisałam, że nie wiem jak to się potoczy, czy go straciłam. To już koniec,
nie ma już żadnego uczucia. Cieszę się, że miałam możliwość pomyśleć o sobie w
inny sposób. Nie tylko praca, praca i dla odmiany praca. Aa i angielski jeszcze
do tego. Był miłą odmianą.
Właśnie praca i angielski: najważniejsze aspekty mojego
życia. Za 4miesiące będę pełnowartościowym pracownikiem. Bardzo lubię swoją
pracę. Nie jestem ekspertem, wciąż się uczę. Łapię się, że mało wiem, że koleżanki
wiedzą więcej. Tylko, że one mają kilka – kilkanaście lat praktyki za sobą. A
ja bym chciała mieć ich wiedzę i doświadczenie po nieco ponad półtora roku.
Naiwna… Drugi to angielski. Już nie raz mówiłam, że kocham ten język i nie wyobrażam
sobie, że kiedyś przestane się go uczyć. Maturę zdałam, co prawda mogło być
lepiej, bo tylko 43%, a ciągle słyszę, że to dobry wynik i np. A. stwierdziła,
że ona by nie zdała, a wynik jest super…. Za dużo czasu, serca i pieniędzy w to
włożyłam. Matura nie odzwierciedla postępu jaki zrobiłam. Widzę różnicę między
tym jak zaczynałam i byłam zielona, a końcem, gdzie parafrazy zdań przychodziły
mi tak naturalnie jak na przykład obliczenia potrzebne do zrobienia maści czy
roztworu na skóre z antybiotykiem.
Przez ten rok dużo więcej było o kosmetykach niż wcześniej.
Projekt DENKO zawojował moją łazienką i dobrze, bo dużo zużywam, nie leży i nie
terminuje się to wszystko. Teraz mój kosmetyczny odwyk trwa w najlepsze i
dobrze – pozbędę się zbędnego balastu J
Chciałabym, żeby jednak mniej było o kosmetykach a więcej ogólnie, o tym co
czuje, myśle. Te wpisy odnośnie mojego życia pokazały mi ile się zmieniło.
Przez pierwszy rok było tylko staż, praca, angielski. Teraz, kiedy moje życie
jest w miarę stabilne, przez większą część mojego ostatniego roku moje życie
wyglądało tak, jak tego bym chciała (pomijając kwestie mojego zdrowia, które
szwankuje. Zaraz rok minie a ja nie mam konkretnej diagnozy. Jest tylko
leczenie objawowe, dieta i kilka hipotez). Żyłam angielskim i pracą. Nie ma
miejsca na uczucia, czy myślenie o przeszłości, o niewłaściwych osobach. Chcę
by tak wyglądał mój przyszły rok. Chcę zacząć studia i żyć tylko nimi i pracą.
Tak jest łatwiej. Wiem, że kiedyś obudzę się z ręką w nocniku. Sama, bez
rodziny, najbliższych przyjaciół. Na przyjaciółce się zawiodłam i chyba drugi
raz już bym komuś tak nie zaufała. Na matkę i żonę się nie nadaję, a dzieci to
właściwie mieć nie chcę. Chcę spokoju i stabilizacji a to mi daje angielski i
apteka.
Jeśli chodzi o miłość, to na wszystko przyjdzie czas i nie ma co tego przyspieszać. Szkoda, że osoby postronne tego nie rozumieją :(
OdpowiedzUsuńDokładnie :( A moim zdaniem, nie ma co się zmuszać do bycia z kimś tylko dlatego, że tak wypada albo chcą inni ludzie.
Usuń