sobota, 28 stycznia 2017

O przeszłym i aktualnym oszczędzaniu przyszłej matki słow kilka


                Jak pragnę Nobla oszczędzanie nie jest moją mocną stroną. Od około dwóch lat staram się zbierać paragony, zapisywać wydatki w każdym miesiącu i podsumowywać. Niestety, ale mam skleroze i o ile zbieram wydatki to np. takie mniejsze wydatki jak lody we wakacje umykają mi. Ale najważniejsze, że praktycznie 99% paragonów mam. Jednak co z tego? Zawsze rozczulam się, że O Matko z Ojcem ile wydałam, przysięgam, że następny miesiąc będzie lepszy i mniej wydam, a tak naprawdę nic się nie zmienia. Nawet dziele na grupy swoje wydatki:

        I.            Ciuchy – tutaj różnie, czasami zero a czasami się coś pojawia. Jak idę na „odzieżowe zakupy” to już musi być. Największy przestój mam zimą i jesienią oraz wczesną wiosną – jestem zmarzluchem i leniwcem, nie chce mi się marznąć i przebierać.

      II.            Leki – tu też różnie. Zależy czy lekarz mi zmienia leki czy po prostu mam przedłużenie recepty. Czasami są wydatki nadprogramowe, czyli sezonowe np. przeziębienie.

    III.            Kosmetyki – i tu jest masakra. Zawsze sumy mnie przerażają. Najwięcej obiecuje sobie przy tym punkcie. A i tak średnio mi wychodzi oszczędzanie na tym polu. Po projektach DENKO, detoksie kosmetycznym moje zapasy zmalały. I to mocno. Postanowiłam też wrócić do sprawdzonych produktów. Jeżeli coś mi się skończy a nie będę miała w zapasie to właśnie taki produkt kupie. Sprawdzony.

    IV.            Książki, gazety – i tu się rozszalałam. Zazwyczaj kupowałam Joya, glamour lub cosmopolitan czy jakaś kobiecą. Ale to bez sensu, bo przejrzę i wyrzucę, dobre na chwile. A niektóre gazety mają wiecej reklam niż sensownej treści. Jednak z tym trzeba skończyć. W czasie porządków odnalazłam ładną „górkę” gazet, które przejrzeć trzeba. Natomiast książki bardzo lubię i zawsze wybieram tytuły, które się ciekawie zapowiadają.

      V.            Jedzenie – tu też zależy od miesiąca. Czasami są tylko drobne rzeczy, np. butelka wody czy batonik, innym razem parówki, drób czy ryby. Zależy. Ogólnie dieta bezglutenowa do tanich nie należy, ale też nie szaleje.

    VI.            Pozostałe – Misz masz, wszystko i nic. Karma dla zwierząt, jakieś długopisy czy zeszyt, paliwo,  opłaty, karty doładowania do telefonu… Też zależy od miesiąca.

  VII.            Angielski/ hiszpański – Ciężko powiedzieć jak będzie od marca. Zakładam, że na razie nie będę chodziła, więc oszczędzę. Wychodziło mi ok. 280 zł za 4 lekcje angielskiego i 4 hiszpańskiego. Wiadomo, teraz inne priorytety i nawet teraz nie mam tylu godzin, bo nawet bedąc na L4 zdarza się, że mam na głowie inne rzeczy jak badania, wizyty lekarskie, domowe obowiązki, częste odwiedziny znajomych…

O i to są stałe elementy. A żeby oszczędzić to zawsze obiecuję ciąć wydatki. Teraz też. Historia zatacza koło. Przez ostatnie 4 lata byłam w stanie oszczędzić na dwa urlopy w Grecji, nowego laptopa, wszelkie formy nauki języków: pół roku studiów, korki etc. A teraz jeszcze na wyprawkę. Z tego jestem dumna. Pewnie w tej kwestii by się jeszcze coś znalazło. Teraz załamało mnie OC. Panie Boże, poszaleli. Rozbój w biały dzień, że w 2017 zapłace jeszcze raz tyle co w latach ubiegłych… Nie załamałabym się aż tak gdyby nie inne wydatki, nowe i już stałe, a na macierzyńskim wiadomo, nie jest 100% płatne, bo wybieram opcje 80% przez rok, a nie pół roku 100% i drugie pół 60%. Tak więc dopiero przede mną prawdziwe wyzwanie w finansach.  Mam tabele wydatków, którą regularnie wykorzystuję. Przepraszam bloggerów, którzy udostępniają na swoich stronach materiały do pobrania w formie tabel wydatków itp. Niestety, nie mogę się odnaleźć w nich i stworzyłam swoją wersje J W oszczędzaniu na wyprawkę miałam konkretny cel: 3 000 zł do końca lutego. Powiem tyle, jestem na bardzo dobrej drodze w realizacji i zmierzam ku końcowi J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz